środa, 14 grudnia 2011

Ludzie to mają problemy

Spacer z psem, ok. godz. 23. Pochodzi Szanowny Pan:

- Przepraszam Pana, nie chcę przeszkadzać, ale mam problem.
- No słucham. (ciężko mi odmówić takim Panom, co gorsza ostatnio mają modę na wyjątkowo długie przechodzenie do rzeczy...)
- Bo ja oczywiście mam pieniądze, ale mam taką prośbę, żeby pan mi kupił pół litra.
- Hę?
- Bo tutaj (wskazanie palcem na okno) na 1. piętrze Romek sprzedaje wódkę, a ja nie mogę tam pójść.
- Ehe?
- Bo się z nim pokłóciłem, tak jakby, o pieniądze... Psa oczywiście przypilnuję.
- Mhm, rozumiem, ale nie.
- Ale na prawdę, chciałem grzecznie.
- Było grzecznie, na prawdę. Ale nie.

No, bo przecież nie znam Romka. Jeszcze by mnie wypytał kto mnie przysłał, bo przecież nowy klient, młody, niespodziewany... Nie mam zamiaru mieszać się w konflikty Szanownego Pana.

czwartek, 8 września 2011

spokotime

Zapraszam wszystkich, którzy z jakiegoś powodu czytają mojego bloga, do zapoznania się z moim nowym projektem:


Zirytowany jakością polskiego contentu na YouTube, postanowiłem zrobić coś, co choć trochę przypominałoby jakością vlogi zza wielkiej wody. No bo jeśli nie ja, to kto?

PS. Czemu słowo vlog, jakkolwiek by się go nie powiedziało, zawsze brzmi w języku polskim tak beznadziejnie?

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Liga na plus!

Pierwsza kolejka ekstraklasy zdecydowanie na plus! Jeśli taki poziom emocji i dramaturgii będzie utrzymywał się  w kolejnych tygodniach, nie będzie na co narzekać. O wynikach meczów często decydował czas doliczony, a więc to, co lubię najbardziej. Dotychczas słynęła z tego Premier League - może teraz będzie to też znak firmowy naszej ligi?

Średnia bramek 2,85 - super. Napastnicy w końcu strzelają gole. Ciekawe jak długo to potrwa. Na razie walkę o tytuł króla strzelców zapowiedzieli Artjom Rudnev (już sam nie wiem jak to pisać) i Tomasz Frankowski. Zresztą po bramkach "Franka" wydawało się, że Jaga pewnie wygra z Podbeskidziem, a tymczasem "Górale" pokazali charakter. To był chyba najlepszy mecz - Eurosport 2 jednak dobrze wybrał. Ciekaw jestem ilu ludzi oglądało to spotkanie za granicą. ;)

Bardzo podobał mi się w tej kolejce Paweł Abbott. Brawa za odwagę. Radość na Cichej po jego golu była piękna. Całkiem dobre wrażenie zrobił na mnie też Dudu Biton - jednym muśnięciem piłki zapewnił Wiśle punkt. Na wyróżnienie zasługują też młodzi zawodnicy - kilku zagrało i wyróżnili się. Moim zdaniem, należy jednak poczekać aż któryś z nich zaliczy serię dobrych spotkań, a nie pojedyncze epizody. Zaskoczyło mnie zwycięstwo Korony - sądziłem, że ta drużyna będzie dołować od początku. Na papierze mają moim zdaniem bardzo słaby skład.

I tylko żal, że w tej lidze nie ma już Polonii Bytom. Pierwszoligowy mecz przy Olimpijskiej z Wartą Poznań, mimo że przegrany, też ciekawie było przeżyć. Ale o tym meczu już się rozpisałem dla Ekstraklasa.net i Weszło! (póki co, tekst jeszcze nie opublikowany - mogą w ogóle nie opublikować jak im się nie spodoba, bo oni to akurat są wymagający), gdzie będę teraz starał się pisać bardziej zakulisowe przemyślenia na potrzeby klubowego bloga. Mimo, że nie jest to najbardziej poczytny dział tego portalu, mam ambicję by była z tego ciekawa seria. Od czegoś trzeba zacząć, a sami wiecie jak bardzo cenię sobie  Weszło! ;)

ATANAZY WOJDAK

PS Ciekawostka. Michał Zieliński pogrążył Cracovię w sobotę, a w niedzielę... znowu zagrał przeciw "Pasom" w Młodej Ekstraklasie! W dodatku też zdobył gola!

PS1 No i proszę! Wystarczyło, że nie grała Legia i od razu nie ma z czego szydzić. ;)

wtorek, 19 lipca 2011

Kolejny Radović?

Może to nie wypada - w końcu ostatecznie Ivica Iliew zagrał dzisiejszego wieczora dobre spotkanie. W dodatku okrasił je pięknym golem na 2:0. Jednak jedna rzecz wywołała we mnie obawy.

Spotkanie Wisła - Skonto sędziował serbski arbiter Milorad Mażić, który pewnie Iliewa zdążył poznać już lepiej niż my. Nadchodzi 35. minuta spotkania, a Iliew efektownie przewraca się o powietrze, próbując wymusić odgwizdanie rzutu karnego przez swojego rodaka. Gdybym był tam na miejscu, chętnie spytałbym sędziego Mażicia czy takie "jaskółki" to znak firmowy serbskiego skrzydłowego, czy też akurat po prostu akurat tak mu strzeliło do głowy w tej sytuacji. Niestety, czytałem dużo materiałów z wielu mediów z tego meczu i chyba żaden z dziennikarzy na to nie wpadł, albo nie było możliwości (chociaż dla chcącego nic trudnego). W każdym razie, arbiter nie miał wątpliwości i od razu odgwizdał "symulkę" i pokazał Iliewowi żółtą kartkę - jakby gdzieś już to widział.

"Jaskółka" Iliewa po 2 minutach i 20 sekundach:


Jak już mówiłem na wstępie - ostatecznie Iliew wybrnął z tego i pozostawił dobre wrażenie, ale pewnego dnia stać się tak, że już nie wszystko będzie się udawać. Rywale też będą mocniejsi. A jest już w ekstraklasie taki jeden Serb, który takim nurkowaniem nadszarpnął sobie reputację.

ATANAZY WOJDAK

czwartek, 7 lipca 2011

Dzieci YouTube'a

Uwaga! Tekst jest długi (w dodatku opakowany w mnóstwo linków). Jego pełny odbiór może trochę zająć. Mimo to, polecam. Jeśli nie masz w tej chwili zbyt dużo czasu, wróć później.

Sformułowania z tytułu tego posta użył jakiś czas temu red. Przemysław Ruta podczas zajęć z dziennikarstwa internetowego. Jako "dziecko YouTube'a" rozumiał on przymulonego, niekumatego praktykanta portalu internetowego. Termin większości studentów się spodobał i można nawet powiedzieć, że się przyjął. Ja - jakby to ująć - zrozumiałem jego przekaz. Ale użycie nazwy portalu YouTube w tak pejoratywnym zwrocie, jednak zdecydowanie mi nie pasuje i chciałbym dokładnie wytłumaczyć dlaczego.

Kiedyś, rozmawiając z moim serdecznym przyjacielem Aleksandrem Hajmanem, doszliśmy do wniosku, że większość otaczających nas ludzi (czyli Polaków) ogląda na YouTube zupełnie inne rzeczy niż my. Tak, jakby ten portal dla nich miał zupełnie inne oblicze. Wtedy rozchodziło się o jakiś filmik, w którym jakaś dziewczyna kręciła się na podłodze i coś śpiewała - teraz już nie pamiętam dokładnie. Olek dostał do niego linka i wywiązała się między nami taka rozmowa. W każdym razie, tym wpisem chciałbym pokazać z jakiej strony ja znam YouTube i jakie korzyści osiągnąłem z obcowania z tym serwisem.

Strona główna YouTube w 2006 roku
YouTube powstało w 2005 roku. Do dziś pamiętam, że pierwszym filmikiem jaki na nim oglądałem był (wówczas świeży) teledysk grupy Fort Minor do utworu "Believe Me" (próbowałem, ale niestety nie sposób znaleźć oryginalnego uploadu, który wtedy oglądałem). Jako, że powstał on w listopadzie 2005 roku, wygląda na to, że miałem przyjemność obcowania z YouTube już w pierwszym roku jego działania. Dlaczego tak to zapamiętałem? Otóż po obejrzeniu teledysku zagłębiłem się na długo w klikanie w różne powiązane filmiki i... byłem solidnie zaskoczony ich ilością! Już wtedy archiwum YouTube było pokaźne (a przecież znacznie mniejsze niż dziś). Do tej pory czegoś takiego w sieci nie było, a szybko odniosłem wrażenie, że internet tego właśnie potrzebował - strony z filmikami, szybko ładującymi się, za jednym kliknięciem.

Oczywiście YouTube to amerykańska strona. W 2005 roku nie było jeszcze polskiej wersji językowej. Zresztą, do tej pory jej nie używam, gdyż jakoś mi to nie pasuje - po prostu znam YouTube jako stronę anglojęzyczną i tak ma zostać. Choć i tak, przez lata strona się zmieniła, ale o tym później. W tym momencie chciałbym wam przestawić co ja rozumiem przez zawartość YouTube. W skrócie - co oglądam.


Ian i Anthony
Dziwnie bym się czuł, wyliczając moje ulubione gwiazdy YouTube i nie zaczynając od duetu Smosh. Dwaj przyjaciele z Carmichael, w stanie Kalifornia, byli pionierami tego gatunku i trzeba im to oddać. Do dziś pamiętam jak oglądaliśmy u Olka ich pierwsze produkcje, filmowane tanią kamerką w małym pokoju Anthony'ego. Były to parodie piosenek z czołówek popularnych seriali i gier komputerowych jak Mighty Morphin' Power Rangers, Mortal Kombat, czy Pokemon (po wielu latach i milionach odsłon, usunięty... z powodu naruszenia praw autorskich). 

Dziś Smosh produkuje regularne skecze, które wyglądają już w pełni profesjonalnie (oświetlenie, crew, dodatkowi aktorzy). Trzeba jednak przyznać, że czuć pomału rutynę. Do tych starszych filmików chętnie wracam, a z tych nowych - mało które zapadają w pamięć na dłużej bym oglądał je więcej, niż raz.


Ed na planie swojego filmu
SuperEd zasłynął na YouTube długą serią filmików pt. "The Most Random Video on Youtube Ever", w których strzelał w widzów kolejnymi idiotyzmami. Poza tym, tworzył też inne produkcje - skecze, piosenki, tworzył postacie. Jego filmiki mają niepowtarzalny klimat.

Edward Vilderman mieszka w Portland, w stanie Oregon. Urodził się jednak we wschodniej Europie - na Łotwie. Mówi płynnie po rosyjsku i w tymże języku porozumiewa się ze swoją mamą (o czym przekonałem się, uczestnicząc kilka lat temu w regularnych videochatach z Edem na blogTV). Crazy Eddie uczęszcza do szkoły filmowej i ostatnio realizuje się w ambitniejszych projektach (nakręcił własny film krótkometrażowy), ale wciąż nie zapomina skąd się wywodzi, co potwierdza swoim ostatnim filmikiem.


Toby Turner
Toby'ego poznałem... przez SuperEda. Naklęcili oni swego czasu "przyjacielską kolaborację" (tu część druga). Swego czasu Ed współpracował z wieloma ludźmi, ale współpraca z Toby'm wyjątkowo zapadła mi w pamięć. Być może dlatego, że nie była montowana na odległość, tylko na prawdę kręcona na żywo, z udziałem dwóch YouTuberów.

Toby to zapalony reżyser i aktor - amator, pochodzący z Niceville na Florydzie, który miał być dentystą lub żołnierzem. Tobuscus tworzy skecze, gra na gitarze, a ostatnio prowadzi serię pt. "Cute Win Fail", nagrywa "dosłowne zwiastuny" filmów i gier, oraz komentarze do gier wideo... co trochę mi akurat nie pasuje - jego filmiki zaczynają odbiegać od moich zainteresowań. Chciałbym by wrócił do skeczów i gitary. Na razie głównie oglądam jego codzienne "leniwe vlogi" (leniwe, bo bez edycji, kręcone komórką na ulicach Los Angeles, gdzie się przeprowadził).

Przy Toby'm warto jeszcze zatrzymać się przy jednej rzeczy. Pan Turner wie jak na siebie zarobić. Od samego początku działał jako tzw "viral marketer", oferując firmom przemycanie reklam produktów w swoich filmikach. Swego czasu Olek się na Toby'ego obraził, bo reklamował stronę, która nie była cool. Mnie też czasem to trochę denerwuje, ale z drugiej strony takie filmiki jak ten, są całkiem przyjemną formą oglądania reklamy (zwłaszcza jak produktu i tak nie ma w Polsce...).


Greg Benson
W odróżnieniu od poprzedników, Greg... jest stary. Ma 43 lata. Zresztą, jednym z moich ulubionych jego filmików jest właśnie ten, w którym się do tego odnosi - uświadomił mi parę spraw, wymazał z głowy kilka obaw przed dorastaniem. Na prawdę. Filmik ten pochodzi jednak z jego drugiego kanału. Z jego odbiorcami Greg, jak sam to określił, czuje się jak rodzina (podzielił się choćby z widzami relacjami z... przeszczepu włosów. Swoim podejściem uświadomił mi, że to całkiem normalny zabieg). Sam zastanawiam się czy nie wolę właśnie tych filmików z drugiego kanału.

Greg jest profesjonalnym aktorem i żyje... oczywiście w Los Angeles, w stanie Kalifornia. Przed YouTube, na życie zarabiał głównie grając w reklamach. W ostatnim czasie jego zyski z partnerstwa z YouTube pozwoliłby mu myśleć o tym, by... zrezygnować z castingów i przyjąć tworzenie skeczy i postaci jako pracę na pełen etat! To powinno wam uświadomić jaki to jest poważny biznes.

A jak go poznałem? Wpadł mi jakoś w ręce ten filmik i nie mogłem się powstrzymać od kliknięcia przycisku "Subscribe".

Tak swoją drogą - mam wrażenie, że większość ludzi w Polsce w ogóle nie docenia możliwości subskrypcji na YouTube. Ba! Niewielu ludzi w ogóle ma swoje konta.


Julia Nunes
Do tej pory sami faceci, ale spokojnie - są też kobiety na internecie! I od razu zrobi się trochę bardziej muzycznie. Julia pochodzi z małego Fairport, w stanie Nowy Jork. Poznałem ją, klikając na miniaturkę jej filmiku, który pojawił się w rubryce "Featured videos". Dziś już tej rubryki nie ma, nad czym ubolewam.... (widnieje ona na screenie z 2006 roku, u góry tekstu) Na czym ona polegała? Siedział sobie ktoś w głównej kwaterze YouTube i wybierał co mu się podoba i co trafi na stronę główną... Dziś działa to trochę inaczej, toteż rzadko się już zdarza, żeby jakiś nastolatek/nastolatka nagle obudził(a) się i zobaczył(a), że oglądalność jego/jej filmiku nagle skoczyła z 103 wyświetleń do np. 103 tysięcy.

Co to był za filmik? Wykonanie autorskiej piosenki "Into The Sunshine". Od tamtego czasu śledziłem na bieżąco jej poczynania, kupiłem jej debiutancki album (którego sprzedaż odbywała się na prawdę amatorską drogą - wyślij dychę, a ja odeślę ci płytę). Swego czasu nawet zaaranżowałem cover jej utworu "First Impressions" na coś co podchodziło pod gatunek stadium rock. Nawet korespondowałem z nią w tej sprawie, ale korespondencja zaginęła, bo odbywała się poprzez MySpace (hah!).

Ostatnio Julia wzięła udział w programie Kickstarter, w którym fani mogą pomóc muzykom osiągnąć swój cel  poprzez... zrzutkę kasy. Julia potrzebowała 15,000 dolarów na w pełni profesjonalny album. Efekt przerósł jej oczekiwania, gdyż w tej chwili zostało zebrane już... 55,000! Mam nadzieję, że Jaaaaaaa (dla ułatwienia - zawsze 7 literek "a") udanie spożytkuje zebrane pieniądze.

Ostatnio odkryłem też, że już jakiś czas temu Julia wystąpiła w skeczu College Humor - na prawdę fajny, polecam.


Natalie Tran
Natalie poznałem stosunkowo później, niż powyższych YouTube'rów, ale i tak już dosyć dawno. Pochodzi ona dla odmiany z... Australii - konkretnie z Sydney. Od razu zadziwił mnie sposób w jaki komentuje ona codzienne sytuacje i to jak się przy tym wyraża. Nie wiedziałem, że kobiety potrafią tak myśleć! W dodatku zadziwiała mnie częstotliwość, z jaką publikuje nowy, kreatywny materiał. Aż ciężko mi podlinkować jakiś konkretny filmik - kliknijcie obojętnie co na jej kanale (choćby to - typowy jej filmik).

Ostatnio Lonely Planet umożliwiło Natalie podróż dookoła świata, dzięki czemu mogliśmy obserwować znane turystyczne atrakcje, z jej niebanalnym komentarzem (na prawdę ciężko wybrać coś do linków - to chyba jedyna gwiazda YouTube, której materiał jest na tak równym, wysokim poziomie).

Co ciekawe, ostatnio natknąłem się na jakiś felietonik, którego autor domniemywał, że Nat może być sztucznym tworem, kierowanym przez jakąś firmę... Ale to tylko domniemania, do których raczej podchodzę z dystansem. Też sobie przecież mogę napisać różne rzeczy, choćby tutaj i ktoś to znajdzie w Google i pomyśli, że ktoś mądry pisze.


Chris Leavins
Chris to kolejny profesjonalny aktor. Pochodzi z Kanady, ale jak na profesjonalnego aktora przystało, mieszka oczywiście w LA. Hm, jak teraz sobie przypominam, to poznałem go, bo... SuperEd86 w jednym ze swoich filmików o nim wspominał. Jaki ten świat mały...

"Cute with Chris" to seria filmików, w których Chris odpowiada na listy nastolatków o ich domowych zwierzakach. To tak w skrócie. Też ciężko mi na ten moment wybrać najlepszy odcinek, ale niech jest i ten. Z czasem Chris zaczął występować ze swoim show na scenie, co było moim zdaniem na prawdę epickie.

Niestety, od 2008 Chris zaprzestał produkowania serii. Podejrzewam, że jako że jest aktorem, na pewno nie brakuje mu roboty, a swoim internetowym programem nieźle się wypromował. Tutaj dzieli się z widzami historią "Cute with Chris". Robi wrażenie.


Emily Connor
Tutaj, powiem wam, że dzisiaj jakoś nie pamiętam czemu swego czasu subskrybowałem jej kanał. Chyba tylko dlatego, że była Amerykanką, mówiącą po japońsku. Dziś wydaje mi się, że jest sztuczna i właściwie pozbawiona jakiegokolwiek talentu. No - oczywiście może poza talentem do nauki języków. Owszem, chciała śpiewać, ale na YouTube zasłynęła tylko, wspomnianym wcześniej japońskim i... nie wiem czym! (no, to może jest jeszcze niezłe, chociaż z drugiej strony to nie wiem... Tutaj jeszcze ciekawy teledysk)

W każdym razie - Emily jest teraz w wymarzonej Japonii i ma jakiś tam zespół, czy coś. Spoko. Powo! (mój skrót od "powodzenia") Dzięki niej przynajmniej dowiedziałem się, że będąc kobietą, aby zrobić w Japonii karierę w show-biznesie należy najpierw... wystąpić w softcore'owym pornosie... Dziwny kraj, na prawdę.


Evan, Sarah, Michael i Andrew Rose Gregory
The Gregory Brothers to najbardziej aktualny dodatek do moich subskrypcji. Właściwie to dopiero w tym roku przekonałem się do nich w pełni. Czym się zajmują? To zespół muzyków, którzy potrafią zrobić  piosenkę... z wszystkiego. Przede wszystkim - z telewizyjnych wiadomości. Już jakiś czas temu na starej wersji bloga opisywałem wam "Bed Intruder Song". A utworem, który ostatecznie przekonał mnie do zostania ich fanem była przeróbka kilku wywiadów z Charlie'm Sheen'em.

Zresztą, ostatnio odbyli nawet trasę koncertową, gdzie występowali między innymi z tym właśnie utworem (na prawdę super!). Zresztą oni nawet z ogłoszenia trasy koncertowej i sprzedaży biletów potrafili zrobić piosenkę. Co jeszcze można polecić z ich repertuaru? "Backin' Up" i również wykonanie na żywo tego utworu. No i jeszcze tzw. "barbershop tag" na temat tego utworu, czyli... takie jakby epickie zakończenie tematu. Czysty talent! The Gregory Brothers to zespół bardzo rodzinny - Michael, Andrew Rose i Evan są braćmi, a Sarah jest... żoną tego ostatniego.

Niestety, nie wszystkie ich piosenki mi się podobają. Niektóre są robione trochę na siłę, ale jest jeszcze parę fajnych. Posłuchajcie tego (w oryginale babka strasznie fałszowała, nie trzymało się to kupy, a oni zrobili z tego potencjalny hit!) i... cover tego utworu w wykonaniu Adrew Rose'a Gregory i... Julii Nunes!



Catie Wayne, jako Boxxy
Na koniec nieco inna historia. Boxxy wzbudziła w internautach tyle skrajnych emocji, że sprawy wymknęły się nieco spod kontroli. Nie szło pozostać obojętnym, wobec jej filmików, przedstawiających hiperaktywną 17-latkę, adresującą jej różnych internetowych znajomych. Częściowo została znienawidzona - hackowano jej konta, grożono jej. Byli też tacy, którzy ją kochali... Niekiedy nawet... próbując odwiedzić ją w domu. Trochę to takie... nie teges, co nie?

W końcu okazało się, że... Boxxy to postać fikcyjna. Natomiast, dziś 19-letnia, Catie Wayne to... aspirująca aktorka. Od 2009 oddaliła się jak najdalej od internetu i skupiła się na... grze w szkolnych przedstawieniach.  W końcu, gdy całe szaleństwo nieco się uspokoiło, powróciła pod tym adresem, a nowe filmiki jako Boxxy udostępnia tutaj. Cóż, powodzenia w karierze aktorskiej - na pewno umiejętność wywołania zamieszania, nawet nie mając takiego celu, to już coś.


Nie wszystkich na YouTube lubię

Żeby nie było - nie wszystkich na YouTube mogę zdzierżyć. Jest na przykład ten faggot, który zakochał się w Miley Cyrus (ostatnio nawet się z nią spotkał! brawo! możesz teraz umrzeć?). Albo ten koleś, który tylko komentuje wszystko i ma włosy do góry. Albo ten Azjata, Jezuuu... Dobra, ale ich zostawmy. Jest też parę filmików, które lubię, ale nie na tyle, by subskrybować całe kanały. Albo też po prostu muszę się jeszcze przekonać. Zobaczymy - napisałem najważniejszych, może wkrótce będę uaktualniał, albo zrobię z "dzieci YouTube'a" serię wpisów?. ;)

Do czego zmierzam?

No właśnie. Przedstawiłem sylwetki moich ulubionych gwiazd YouTube'a, ale co miałem na myśli mówiąc o korzyściach jakie osiągnąłem dzięki temu portalowi? Nie mówię oczywiście o czystej rozrywce. Zresztą, dla niektórych, być może, wątpliwej. W końcu w czasie w którym oglądałem filmiki, mogłem przelecieć wszystkie super laski na mieście. Tak, mogłem, ale widocznie nie chciałem.

Co bystrzejsi pewnie zauważyli, że wszystkie powyższe filmiki są... po angielsku! Tak! Moi drodzy! To właśnie ci ludzie, których wymieniłem powyżej... nauczyli mnie angielskiego! Tak, właśnie oni. Nigdy nie uczyłem się tego języka. Nigdy. Wchodził mi on sam, gdyż słuchałem Amerykanów (czy tam Kanadyjczyka i Australijkę) i tego, jak mówią oni na co dzień. Owszem, umiałem już coś wcześniej, ale właśnie w latach 2005-07 zauważyłem, że moje umiejętności językowe nagle, same z siebie, wzrastają. Dopiero później skapnąłem się skąd się to wzięło. 

Oglądanie YouTube zbiegło się jeszcze z inną decyzją. Do tamtego czasu, starałem się czytać dużo w internecie po angielsku - po prostu dlatego, że zawsze było w tym języku więcej informacji. Tylko, że tak do ok. 2005-06 roku czytałem i udawałem, że rozumiałem. W 2006 roku zacząłem... do znudzenia sprawdzać w słowniku po kolei każde słowo jakiego nie byłem pewien. Na prawdę polecam!

Dalej nie znam się na czasach i nikomu niczego nie wytłumaczę, ale jestem oczytany i osłuchany z językiem i to jest najważniejsze. Podejrzewam, że to mniej więcej połowa tego, czego mógłbym się nauczyć będąc za granicą. W końcu słuchałem i czytałem, ale jednak mało było z mojej strony konieczności odpowiedzi. ;) Ale i tak jest świetnie.

ATANAZY WOJDAK

PS No, jeszcze przed 2005 rokiem udało mi się osiągnąć poziom pt. "rozumiem South Park bez napisów, ale do każdego innego serialu już ich potrzebuję" - to też było ciekawe. Po prostu nauczyłem się tego specyficznego słownictwa i wymowy.

PS1 Muszę powiedzieć też o czymś innym. Czasem przez te filmiki byłem... bliski depresji. Patrzyłem na tych entuzjastycznie nastawionych do życia, kreatywnych ludzi z Los Angeles, lub skądś. Na ludzi w moim wieku, którzy mieli czas, ochotę, warunki i odpowiednie otoczenie by stworzyć fajny filmik, a potem spojrzałem za okno i wracałem na ziemię, uświadamiając sobie, że jestem tylko chłopcem z Polski, ze Śląska, z Bytomia... Z czasem jednak się z tym pogodziłem, zrozumiałem, że (banał-mode on) taki jest świat (banał-mode off) i jakoś mi to przeszło. Teraz jestem super.

PS2 A może TY, któregoś z tych YouTube'rów znasz i oglądasz, ale nie wspominasz o nim/niej, bo wątpisz, że będzie z kim, i o czym, rozmawiać? Jeśli tak - odezwij się. Będę w chuj zaskoczony.

środa, 6 lipca 2011

Kliczko vs. Adamek = Walka XXI wieku!

Plakat promujący "walkę XXI wieku"
Ktoś jest w stanie policzyć ile "walk stulecia" już mieliśmy? No tak, ale w takim razie powstaje pytanie - jakim hasłem wypromować kolejny bokserski hit? Oto odpowiedź - przed nami "walka XXI wieku"!


Niby to samo, ale brzmi lepiej, co nie? Trzeba było od razu przyjebać "walką wszech czasów" i by było po kłopocie.

Przepraszam za mój prześmiewczy ton, ale muszę przyznać - boks mnie nie fascynuje. Próbowałem kilkakrotnie, ale niestety - nic z tego. Jego pobieżne śledzenie, uświadamia mi za to, jak zabawny jest świat tego sportu. Ostatnio próbowałem oglądać walkę Władymira Kliczki z Haye'm. Co mogę powiedzieć? Imponująca oprawa... Dobrze, że piłka nożna czegoś takiego nie potrzebuje. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Ronaldo czy Messi musieli na boisko przedzierać się przez różne scenografie. Sama walka - owszem - czuć było, że  to najwyższy poziom tego sportu. Tak jak to się czuje, gdy ogląda się mecze piłkarskiej Premier League. Ale jednak w moim przypadku - to nie do końca to. Wyłączyłem po paru rundach.

ATANAZY WOJDAK

PS Dziś krótko, ale mam w głowie pewien temat, który chcę (ponownie!) poruszyć, więc wkrótce kolejny wpis.

sobota, 2 lipca 2011

"Eksperci"

W Argentynie właśnie rozpoczął się turniej Copa America. W pierwszym spotkaniu, Argentyńczycy zaledwie zremisowali 1:1 z Boliwią. Szerzej można o tym wszystkim poczytać w specjalnym dziale portalu Ekstraklasa.net (zapis mojej relacji na żywo, moje krótkie podsumowanie + zdjęcia, szersza relacja Daniela Kawczyńskiego). Na blogu chciałbym jednak poruszyć pewien szczegół, który zirytował mnie, gdy oglądałem transmisję meczu otwarcia w TVP Sport.

Roberto Silvera rozpoczyna
mecz otwarcia CA. fot. YouTube
Mecz komentowali panowie Maciej Iwański i Tomasz Wołek. Ten drugi, jako dziennikarz sportowy, cieszy się opinią eksperta ds. piłki południowoamerykańskiej. Jakże więc zdziwiło mnie, gdy obaj panowie byli strasznie zdziwieni sposobem, w jaki urugwajski sędzia Roberto Silvera, wyznacza miejsce z którego ma być wykonywany rzut wolny i gdzie ma stać mur. Przecież nie jest tajemnicą, że już od jakiegoś czasu to standard na boiskach Ameryki Południowej, że stosuje się do tego specjalnego spray'u. Czyżby red. Wołkowi nie przyszło w ostatnich latach oglądać żadnego meczu choćby ligi brazylijskiej? Przecież jest podobno ekspertem w tej dziedzinie...

Nieładnie tak oszukiwać widzów. Szkoda, że Copa America musimy oglądać w TVP Sport, a nie np. w Sportklubie (który jest już zresztą szerzej dostępny, niż kanał telewizji publicznej!). Młodszy brat kolosa z Woronicza, na pewno opatrzyłby turniej lepszą oprawą (w nocy w TVP nie było nawet studia... ale może i to w ich przypadku nawet lepiej) i prawdziwie eksperckim, pełnym pasji komentarzem pana Bartka Rabija. 

W południowoamerykańskim sędziowaniu (i w ogóle futbolu) jest jeszcze parę smaczków. Z niecierpliwością czekam, co jeszcze zadziwi komentatorów i "ekspertów" TVP. ;)

ATANAZY WOJDAK

piątek, 17 czerwca 2011

Wierzę w Klicha!

vfl-wolfsburg.de
Czas bym wypowiedział się na temat transferu Mateusza Klicha do Wolfsburga, póki to jeszcze w miarę świeży news. Wypadałoby, bo akurat mam jakieś zdanie na ten temat. Jakie ono jest - sugeruje już trochę tytuł tego posta. Na wstępie wypadałoby powiedzieć, że chyba byłem nim mniej zaskoczony, niż większość kibiców.

Ale zacznę od czegoś innego. Zasadniczo - nie lubię przewidywać. A już na pewno nie lubię się zakładać. Nie biorę, zatem, udziału w zakładach bukmacherskich. Próbowałem kilka razy - raz nawet sporo wygrałem, ale mi się nie podobało i już. Dla mnie, w futbolu, trochę magii zawartej jest właśnie w tym, że nie wiem co się stanie. Nie chcę się o to zakładać, bo po prostu nie wiem. Oczywiście - chodzi o ryzyko. Ale mnie to po prostu nie bawi. Równie dobrze mogę sobie przejechać stówą przez skrzyżowanie ze znakiem "ustąp pierwszeństwa" i też będę miał ryzyko. ;)

Tak samo więc, jak nie obstawiam wyników meczów, tak i też nie przewiduję jak potoczą się kariery poszczególnych piłkarzy po transferach. Tym razem zrobię jednak wyjątek i zapowiem, że moim zdaniem Mateuszowi Klichowi się w Wolfsburgu... powiedzie. Co to znaczy? Może nawet będzie siedział na początku na ławce - to wręcz pewne. Ale na pewno osiągnie z pobytu w takim klubie korzyść. No bo czego mógłby się jeszcze w Cracovii nauczyć? Jeszcze by go tam w końcu popsuli. Niemcy, za to, w każdym działaniu mają jakiś cel. Na pewno nie kupują 21-letniego zawodnika, żeby go... popsuć.

Wszystko zależy więc od Mateusza. Trochę podstaw do tego, że sam się popsuje jest... Na początku roku na Weszło ukazał się tekst Andrzeja Iwana, w którym Pan Andrzej apelował do zawodnika o zaangażowanie. Gdzieś tam było słychać, że Mateusz ma opinię lenia. Przypominam, ze taką samą opinię miał Radosław Majewski, a mimo to w Anglii szybko stał się szanowanym zawodnikiem. (No, może teraz trochę przycichł, ale po jego pierwszej rundzie, przecierałem oczy ze zdumienia.) Zmierzam więc do tego, że lenistwa... da się oduczyć. A też nie wiem do końca czy Mateusz aż takim leniem znowu jest.

Muszę przyznać - cały mecz w jego wykonaniu widziałem... chyba tylko raz (w końcu w Canal+ nie pokazywali za dużo Cracovii...). Ale przynajmniej na prawdę na żywo - ze stadionu, gdy Cracovia grała z Polonią Bytom. To ma kolosalne znaczenie, bo że komuś raz podanie wyszło, czy rzut wolny, to w skrótach można często zobaczyć. Cały mecz to coś innego. Rzadko jest tak, że gołym okiem od razu widzę, że oto gra dobry piłkarz, a z Mateuszem tak miałem. Świetnie się poruszał, zagrywał kluczowe piłki. Parę razy ręce składały mi się do braw, a na meczach polskiej ekstraklasy to na prawdę rzadkość.

Wcześniej już zdążyłem nabrać sympatii do Mateusza, czytając z nim wywiad na Weszło. Jeszcze parę miesięcy temu wciąż zastrzegał, że jest dopiero kandydatem na piłkarza. W taki oto sposób budował sobie u mnie pozytywny wizerunek - chłopaka z głową na karku. Od tamtej pory miał miejsce tylko jeden zgrzyt. Trochę mnie zniesmaczyło jego zachowanie w meczu z Widzewem, kiedy po otrzymaniu czerwonej kartki, przepędzał kamerzystę, ale można powiedzieć, że przestałem go lubić tylko na jeden dzień. Szybko zrozumiałem, że kierowały nim emocje. Gorzej tamtego dnia zachował się trener Szatałow - jemu to akurat totalnie nie wypadało. (Od razu mówię, że na niego jednak też się śmiertelnie nie obraziłem - wynik końcowy go w moich oczach uratował.)

Gdy pojawiła się lista powołanych na mecze z Argentyną, większość psioczyła na debiutanta Klicha. (Tak samo jak po transferze wszyscy byli w szoku, o czym wspominałem na wstępie - to wynika po prostu z... nieśledzenia ligi przez ogół społeczeństwa...) Ja się z jego obecności w kadrze ucieszyłem. Ale nie aż tak znowu pełną parą... Jakbym miał naturę hazardzisty, znając rozumowanie Franciszka Smudy, gotów byłbym się założyć przed debiutem Klicha w reprezentacji, że nie będzie on trwał dłużej niż 5 minut. I pewnie teraz miałbym jakąś satysfakcję... Szkoda tylko, że Mateuszowi nie dano pograć z "Argentyną" chociaż pół godziny...

Ale teraz w reprezentacji będzie grał więcej. Na pewno będzie w kadrze na Euro 2012. I będzie grał. Ba! Będzie grał dobrze! Ale kij tam z mistrzostwami - to dopiero za rok. Andrzej Twarowski z Canal+ po transferze Roberta Lewandowskiego typował, że ten zdoła zdobyć w Bundeslidze 10 goli. Ostatecznie było ich 8, więc i tak nieźle. No to ja zakładam się, że w sezonie 2010/11 Bundesligi, Mateusz Klich rozegra 10 dobrych meczów. Niech wyznacznikiem będę noty "Kickera" i w mniejszym stopniu też moje własne zdanie. (Przypominam, że krótkie występy z ławki nie są oceniane, więc co jak co, ale typ jest dość ryzykowny. Ale wierzę, że to możliwe.)

No to przynajmniej czekam na nowy sezon z jakąś perspektywą. W sumie ciekawie tak się o coś założyć. I to jeszcze publicznie, pod nazwiskiem.

ATANAZY WOJDAK

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Mann i Materna - reklamy Kredyt Banku

Na pewno większość z was widziała reklamy Kredyt Banku z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną w roli głównej. Niestety, mimo że chciałbym, żebym było inaczej - te reklamy są smutne. Smutne, bo sztuczne. Jak to się mówi  - "zniszczenie własnego pomnika" i te sprawy. Ale! Warto obejrzeć ten making of, żeby zobaczyć jak ok. 0:36 pan Wojciech niszczy łysego mądralę. Pouczać mistrzów - samobójstwo. 


A w tych reklamach właśnie brakuje tego spontana, tej wolnej ręki. W "Za chwilę dalszy ciąg programu" nie było stu powtórzeń, tylko właśnie śmiejący się Materna i Mann, mówiący i akcentujący tak, jak chce... 

Reklama zawsze pozostanie reklamą. Mimo to, warto by twórcy tej konkretnej, zrozumieli, że negatywne głosy pojawiają się nie dlatego, że "to reklama i reklamy tak mają", tylko dlatego, że to po prostu słaba reklama. Zniszczono fundamenty, za które ceniono głównych jej aktorów. I ten making of - umieszczony zresztą na oficjalnym kanale Kredyt Banku - pokazuje to.

Mam nadzieję, że te reklamy polecą jeszcze trochę i szybko o nich zapomnimy.

ATANAZY WOJDAK

niedziela, 12 czerwca 2011

Mistrzostwa Europy do lat 21... nie dla polskiego widza! Chyba, że...

Wczoraj rozpoczął się finałowy turniej piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21. Sam dopiero wczoraj się o tym dowiedziałem! Dlaczego? Żaden polski sportowy nadawca telewizyjny (a naliczyłem ich chyba z 7) nie zadbał o zakup praw do tego turnieju! Wszyscy zgodnie uznali, że nie warto? A może po prostu się zagapili?

Ciężko w to uwierzyć, bo kadry drużyn wyglądają na prawdę zachęcająco. Szczególnie Hiszpanii i Anglii. Te dwie drużyny zmierzą się już DZIŚ O 20.45. Nie wybaczyłbym sobie, odpuszczając takie spotkanie (szczególnie będąc teraz bombardowanym na RSS-ie zapowiedziami z brytyjskich mediów. BBCGuardianDaily MailGoal.com - to takie pierwsze z brzegu). Dla tych, którzy czują się tak jak ja - spieszę z pomocą.

Można oglądać streamy w internecie, ale faktem jest, że często zanim znajdzie się satysfakcjonującego streama, upływa pół meczu i człowiekowi się odechciewa. Znalazłem jednak stronę http://magictv.co/, która dotąd nigdy mnie nie zawiodła. Steamy mają bardzo wysoką jakość i nie przycinają mi się. W dodatku są po angielsku, a więc nie trzeba się denerwować na jakiś arabski, czy chiński komentarz, tylko słuchać ekspertów Sky Sports! Tam właśnie oglądałem niedawno pożegnalny mecz Gary'ego Neville'a i tam będę zapewne oglądać spotkania młodzieżowych ME.

Aby oglądać transmisje na http://magictv.co/ należy poczynić następujące kroki:
  1. Pobrać najnowszą wersję Veetle: http://veetle.com/index.php/download/instructions/player/autoStart
  2. Wejść na http://magictv.co/ i z menu na górze wybrać zakładkę "Schedule"
  3. Zapoznać się z bogatym programem transmisji (UWAGA! PODANY JEST CZAS BRYTYJSKI - należy dodać 1 godzinę)
  4. Kliknąć na odpowiedni kanał w menu na górze i oglądać.
  5. ??????????
  6. PROFIT!

Jakość streamów jest na praktycznie telewizyjna! Mam nadzieję, że wszystko będzie działać dobrze. Życzę nieprzycinających się transmisji i wielu emocji. ;)

ATANAZY WOJDAK


EDIT: No, ja tu się rozpisuje, a okazuje się, że mecze ME do lat 21 można oglądać... na oficjalnej stronie UEFA!
Oto link: http://video.uefa.com/Video/Live/Competitions/Under21/Country=PL/MatchList.html

środa, 8 czerwca 2011

Polisz Inglisz

Wiecie co mnie irytuje? Angielskie słowa. Lubię język angielski, ale denerwują mnie angielskie słowa... w polskich zdaniach! Przykład? Świeży (Jezu, dziękuję. Staję w obronie j. polskiego, a tu taki byk! Późno było ja to pisałem ;)), bo dzisiejszy. Koleżanka pracuje w jakimś (bo w tym momencie jeszcze nie do końca wiedziałem co to) "InSilesia". Pytam się więc co to właściwie jest. Wiedziałem, że chyba portal, ale zastanawiam się na co ukierunkowany, czy ktoś go w ogóle czyta itd.. Odpowiedzi nie dostałem dostatecznie szybko, więc sam wpisałem rzeczoną frazę w Google. Już po chwili wszystko wiedziałem.

Portal InSilesia.pl to...






Uwaga...






"Pierwszy śląski... 






...NEWSWIRE"!!!

Brawo! Mamy pierwszy NEWSWIRE na śląsku! Pal licho, że ok. 90% mieszkańców śląska NIE WIE CO TO JEST! Nie ma polskich słów? Już nie chodzi o to, że te słowa brzmią w polskich zdaniach nienaturalnie. Ludzie nie znają angielskiego! Widzę to. Po prostu nie. Kiedyś myślałem, że raczej tak, ale jednak nie. Po co więc silić się na coś takiego? Nie byłoby fajnie ponazywać nowoczesne rzeczy po swojemu?

Tak samo jest z (jakże modnym teraz i rozwijającym się) PR. Już nie mówię, że samo używanie skrótu w bezczelnej wymowie "pijar" mnie denerwuje. Dlaczego w ogóle "public relations"? Przecież tak ładnie brzmi "stosunki międzyludzkie", "kontakty międzyludzkie".

A teraz hit! Kilka dni temu w rozmowie z tą samą koleżanką dowiedziałem się, że jest coś takiego jak... uwaga, zapnijcie pasy...







SUPERWIZOR...

Gratuluję, jeśli ktoś potrafi używać takiego słowa z poważną miną. Słowniki podają kilka tłumaczeń angielskiego "supervisor". Na pewno znalazłoby się coś odpowiedniego, zamiast używać słowa, które mi na myśl przynosi co najwyżej... bardzo dobry odbiornik telewizyjny. Apeluję o zmianę trendów, zanim przekroczymy (jeszcze bardziej) granicę absurdu.

Francuzi idą w tę stronę. Ich język to chyba jedyny, w którym komputer to nie coś podobnego do "komputer" właśnie, ale "l'ordinateur" (jedna z niewielu rzeczy, którą zapamiętałem z lekcji francuskiego z gimnazjum). Tam jest tak z wieloma rzeczami - ostatnio czytałem, że nawet "e-mail" jest zakazany, a teraz w mediach nie będzie można podawać nazw Twitter i Facebook, między innymi dlatego, że też są anglojęzyczne. Może to trochę paranoja, ale warto czasem przejrzeć na oczy i popatrzeć na coś z drugiej strony. Robimy z siebie głupków. Trudno, zdarza się. Ale jeśli przy tym wydaje się nam, że jesteśmy nie wiadomo jak rozwinięci, to już się zaczyna robić żenujące.

Szczerze - pewnie kiedyś bym nie pomyślał, że takie coś napiszę. Jeszcze nie dawno, chyba uważałem zupełnie inaczej. Teraz jednak jakoś dojrzałem i dostrzegłem, że angielski to angielski, a polski to polski i należy to rozdzielić.

ATANAZY WOJDAK

wtorek, 7 czerwca 2011

Dudek wyparuje?

Wczoraj Jerzy Dudek spotkał się w Warszawie z przedstawicielami mediów. W związku z tym, oczywiście dziś w KAŻDEJ polskiej gazecie mamy wywiad z polskim bramkarzem. W dodatku wszystkich ich treść była, w gruncie rzeczy, taka sama. Aż się zastanawiam czy to nie była przypadkiem jedna konferencja prasowa i po prostu każdy ją na swój sposób spisał.

W każdym razie, szczególnie rzucił mi się w oczy jeden nagłowek z popularnej darmówki "Metro":



Czaicie? Nie chodzi tylko o to, gdzie będzie grał... On nie wie czy W OGÓLE BĘDZIE! Wytłumaczyć jaśniej? Dudek nie wie czy w ogóle BĘDZIE... ISTNIAŁ! Prosta wypowiedź, a w moich oczach wyjawiła się jako dylemat i niepewność polskiego bramarza, co do dalszej egzystencji wśród nas. Aż chciałoby się zacytować "być, albo nie być". Czy Jerzy Dudek W OGÓLE BĘDZIE (istniał)!? Zostanie z nami, czy też wyparuje? Przekonamy się w najbliższych tygodniach.

Czy tylko ja tak to widzę? Hm, dzisiaj pani dr Lakomy stwierdziła, że mam zrytą psychikę (coś w tym stylu...). Chyba coś w tym jest...

***

Skończył mi się dezodorant. Zmusiło mnie to by wybrać sie do Rossmanna (czasem trzeba też swoich "pen pals" odwiedzić ;)). Brak dezodorantu o tej porze roku to prawdziwe samobójstwo. Przy okazji chciałem kupić też krem (nie jestem gejem, ale muszę używać, bo mam suchą skórę) i szampon (gdyż mam teraz krótkie włosy i mój dotychczasowy nie byłby już odpowiedni). Stanąłem więc przed stoiskiem z szamponami męskimi i dostrzegłem poniższą butelkę i już nie miałem się co zastanawiać:


FUCK YES! Byłem w sklepie sam, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby z tego nie spulać. Kupiłem, bo po prostu jego specyfikacje najbardziej mi pasowały. Mimo to, fajnie że epicka nazwa nada chwilom spędzonym na myciu włosów, ponadprzeciętnego znaczenia.

ATANAZY WOJDAK

wtorek, 31 maja 2011

O Napieralskiego zdjęciach, komórką robionych...

Dzisiaj krótko, bo długo nie warto. Ale konkretnie, bo nie mogłem się powstrzymać. Włączam wieczorem TVN24. Przypadkowo, latając po kanałach zatrzymałem się tam na 3 minuty. Jest afera! Napieralski robił zdjęcia Obamie telefonem! O nie, o nie! Polacy znowu wyszli na wieśniaków!

A ja tak sobie siędzę, śmieję się i myślę sobie. Nie to jest wieśniactwem, że Napieralski cykał fotki komórką. Wieśniactwem jest to, że my teraz o tym dyskutujemy w telewizji i robimy z tego temat. 

Przecież oni tam w Stanach napierdalają telefonami ile wlezie i jeszcze po sekundzie wrzucają na Twittera...

ATANAZY WOJDAK

PS. Warto w tym momencie przypomnieć artykuł z Weszło sprzed paru tygodni: http://www.weszlo.com/news/6831

wtorek, 24 maja 2011

Gary Neville is a Red

Gary Neville
400 meczów ligowych, a w sumie licząc wszystkie rozgrywki - 602. I w końcu nadszedł kres. 4 miesiące temu Gary Neville podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery. Dla Manchesteru United grał nieprzerwanie od 1992 roku. Dziś przyszedł czas by się pożegnać.

Mimo napiętego terminarza Czerwonych Diabłów (w minioną niedzielę mecz ligowy z Blackpool, a w nadchodzącą sobotę finał Ligi Mistrzów na Wembley z Barceloną), kibice w liczbie 42,000, zjawili się na Old Trafford by podziękować jednemu z najlepszych prawych obrońców w historii angielskiej piłki, za niespotykaną w dzisiejszych czasach lojalność.


Przeciwnikiem na to towarzyskie spotkanie był Juventus. Nie ten sam co przed laty (7. miejsce w zakończonym sezonie i brak awansu do europejskich pucharów), ale na Old Trafford wciąż szanowany.


Specjalnie dla Neville'a, koszulki Manchesteru United przywdziali po latach: jego brat Phil, Nicky Butt i David Beckham, który specjalnie dla tej okazji opuści jutrzejszy mecz ligowy LA Galaxy z Houston Dynamo.

- Oddasz Gary'emu parę piłek, gdy będzie cię obiegał na prawym skrzydle? - przed meczem pytał Beckhama reporter Sky Sports. - Nie, nigdy tego nie robiłem i dziś też tego nie zrobię - żartował były kapitan Czerwonych Diabłów. - No, dzisiaj może raz. - dodał na koniec ze śmiechem.

David Beckham ponownie w koszulce United
Jednak na boisku wyglądało to zupełnie inaczej. Neville przez całe spotkanie grał... przed Beckhamem! Pod koniec spotkania Beckham chciał nawet Neville'owi oddać rzut wolny, ale sprawca całego zamieszania nawet nie śmiał podchodzić do piłki.

W trakcie spotkania Beckham w swoim stylu popisał się kilkoma celnymi przerzutami i dośrodkowaniami. - Jest w formie. Wciąż mógłby grać w Anglii. - twierdził z przekonaniem komentator Sky Sports Martin Tyler, Polakom znany zapewne z komentowania meczów w... grach z serii FIFA.

Czuć było, że to mecz towarzyski. Roześmiane twarze na boisku i na ławkach rezerwowych. Podczas meczów o stawkę, zwykle nie ma na to miejsca. Juventus wygrał spotkanie 2:1, ale nie miało to dziś żadnego znaczenia. Po meczu Neville podziękował kibicom na Old Trafford, a ci śpiewali i jeszcze długo będą śpiewać "Gary Neville is a Red, is a Red, is a Red..."


Neville po zakończeniu nie usunie się w cień. Widzowie Sky Sports będą mogli go oglądać w roli telewizyjnego eksperta już od nowego sezonu. - Gary miał specyficzne poczucie humoru. - mówił David Beckham - Dopiero teraz więcej ludzi będzie mogło się o tym przekonać. - zakończył.

Na koniec jeszcze kilka zdjęć:

Alex Ferguson i jego pupile w 1995...
... i dziś. Przed meczem w szatni
Wyjściowa jedenastka z dzisiejszego spotkania


ATANAZY WOJDAK

wtorek, 17 maja 2011

"Jeszcze Polonia nie zginęła"?


„Polonia - I liga!” - w Bytomiu wciąż można natknąć się na vlepki sprzed czterech lat. Dziś - głównie dzięki zmianie nazewnictwa rozgrywek, która nastąpiła w międzyczasie - niegdyś dumnie brzmiące hasło, nabiera zupełnie innego znaczenia.
                                
fot. Maciej Suchan / Polskapresse
Od trzech lat Polonia Bytom nie była tak blisko spadku na trzy kolejki przed końcem. W podobnej sytuacji była w swoim pierwszy sezonie w ekstraklasie - 2007/2008, kiedy to po 27 kolejkach miała dwa punkty przewagi nad 15. Widzewem. W kolejnych dwóch sezonach, zgodnie plasowała się na  7. miejscu.
                               
Oczywiście, w klubie zawsze było krucho. Ciężko przyznać, żeby Polonia była obiektywnie 7. drużyną w Polsce. Mimo to, końcowy wynik rok w rok przerastał oczekiwania. Same awanse - najpierw z trzeciej ligi do drugiej, a potem do ekstraklasy - należało rozpatrywać w kategorii niezwykle rzadkich prezentów od losu.
                                  
Jeszcze w sezonie 2003/2004 piłkarze Polonii grali sobie spokojnie w III lidze. Nie mając większych aspiracji, klub z Bytomia zajął ostatecznie miejsce w środku tabeli. Na przyszły sezon za cel przyświecało powtórzenie tego osiągnięcia. Kilka dobrych występów, równa forma poskutkowały jednak zajęciem 2. miejsca. W barażach bytomianie odbyli dzielne boje ze Szczakowianką Jaworzno (1:0 u siebie, 1:2 na wyjeździe) i wywalczyli awans do II ligi.

Wszyscy spodziewali się, że to jednoroczny wyskok. Mimo to, na stadion przy ul. Olimpijskiej 2 zaczęło chodzić coraz więcej ludzi. Doping publiczności pomógł Polonii wywalczyć w sezonie 2005/2006 15. miejsce i udział w barażach o utrzymanie. Polonia pokonała w nich Unię Janikowo (0:0 na wyjeździe, 1:0 u siebie) i mogła grać w II lidze na kolejny sezon - tym razem miał to już być ostatni.

I był. Tyle, że drużyna nie spadła - jak się wszyscy spodziewali - do ligi trzeciej, a awansowała! 3. miejsce na koniec, trochę zamieszania z degradacjami w ekstraklasie i mieliśmy w Bytomiu bezpośredni awans!

„W pewnym mieście przemysłowym, gdzie hutnicy topią stal…”

W mieście, w którym na każdym kroku widać zrujnowane kamienice i nieprzyjazne twarze, jest tak wiele do zrobienia, że nie wiadomo od czego zacząć. Mieszkańcy opowiadają sobie historię o… nałożonej na miasto przez kościół katolicki klątwie (to nie legenda - taka klątwa w rzeczywistości została nałożona na miasto w XVI wieku). Nagle - „bum!” - Bytom ma klub w piłkarskiej ekstraklasie! Polonia była pierwszym tematem we wszystkich bytomskich szkołach i zakładach pracy, w hipermarketach i kościołach.

Miasto mogło na tym zyskać - po prostu zarobić. Pieniądze włożone, kiedyś mogły się zwrócić. Ze sportowymi inwestycjami zawsze wiąże się ryzyko niepowodzenia i ciężko było je podjąć, gdy w miejskiej kasie świecą marne grosze. Prezydent miasta Piotr Koj narobił sobie wrogów wśród kibiców, konsekwentnie odmawiając przyznania dodatkowych środków na klub. Poważnych sponsorów też nie było widać. Ostatecznie, wszystko w klubie organizowano „na styk”.
                                   
Kto mógł ten pomagał. Montaż krzesełek, malowanie bramy - takimi zadaniami, zajmowali się… kibice! Przy Olimpijskiej wieczorami mecze oświetlają reflektory na najtańszych masztach, kibiców przed opadami ochrania  żagiel, a dziennikarze i VIP-y usadowieni są na czymś, co przypomina bardziej przystanek autobusowy, niż trybunę. Nie zapominając już o grożącym zawaleniem budynku klubowym rodem z PRL-u. Do tego jeszcze beznadziejne toalety i wygazowana cola w cenie 5 złotych…
                                                                                                            
Na stadionie im. Edwarda Szymkowiaka… nie ma trybuny głównej! Zamiast niej, mamy porośnięty trawą pagórek, a jej rolę pełni ustawiony z boku sektor „Olimp”, z którego - wbrew założeniom - widok na boisko jest najgorszy z całego stadionu. Komentatorzy telewizyjni mecze relacjonują z tymczasowego - choć stojącego już całe cztery lata - kontenera.

W podobnym kontenerze przebierają się zawodnicy, a także… odbywają się konferencje prasowe. Dziennikarze czekający po meczu na trenerów, słyszą każde głośniej wypowiedziane w szatni gości słowo. Czasem jest naprawdę komicznie, gdy trener na konferencję przychodzi z hollywoodzkim uśmiechem, a parę minut wcześniej wszyscy słyszeli jak wyzywał swoich podopiecznych od
najgorszych, nie unikając przy tym nieparlamentarnego słownictwa.

„Polonio, przecież ty dobrze grasz…”
                                                                                           
Mimo to, na samym już boisku nie było najgorzej. W Polonii udało się wypromować kilka nazwisk. Grzegorz Podstawek stał się szanowanym napastnikiem, tylko za sprawą gry na szpicy drużyny z Olimpijskiej. Jacek Trzeciak jest wzorem profesjonalizmu, już nie tylko dla bytomian - rozpoznaje go cała piłkarska Polska. Rafał Grzyb czy Marcin Komorowski to przykłady zawodników, którzy dobrą grą w Bytomiu, znaleźli miejsce dla siebie w czołowych klubach.

I tak rok w rok udawało się utrzymywać, a wręcz zaskakiwać wyższym miejscem, niż w dolnej połówce tabeli. Co rundę wzmacniano drużynę. Choć trochę „z łapanki”, to ci piłkarze sprawiali radość kibicom, nieraz zdobywając punkty w meczach z wielkimi - Wisłą, Lechem czy Legią. Nikt z Polonii się nie śmiał - a przynajmniej nie na tyle, na ile by mógł  - bo wiedział, że w każdej chwili może z nią przegrać.

Wygląda na to, że ta formuła jednak się wyczerpała. Trudno się dziwić - prowadzenie Polonii w taki sposób to droga donikąd. Kiedyś musiało przestać się wszystko udawać. Jednak czemu akurat w sezonie 2010/2011?
                                                   
Przecież Polonia wcale nie ma tak słabego składu. Radzewicz i Barcik to - bez żadnej przesady - czołowi skrzydłowi ligi. W środku pomocy kluczowym podaniem, przesądzić o wyniku potrafi David Kobylik, który grę dla Polonii przedłożył nad występami w Lidze Mistrzów z Żyliną. Jest obiecujący Łukasz Tymiński, duże postępy zrobił Mateusz Żytko. Obroną dowodzi doświadczony ligowiec Błażej Telichowski. Krzysztof Król i bramkarz  Marcin Juszczyk jeszcze niedawno byli zapowiadani jako niemałe talenty - ostatecznie nie wybili się ponad przeciętność, ale też nie można powiedzieć, ze są słabi.

Brakuje tylko… napastnika. Kibice zgrzytają zębami, gdy widzą „popisy” Blazeja Vascaka. Robert Wojsyk nie jest jeszcze gotowy by udźwignąć ciężar występów w pierwszej drużynie. Grzegorz Podstawek się zaciął. Przemysław Trytko zanim rozkręcił się na dobre, odniósł poważną kontuzję. Zimą pozbyto się Mariusza Ujka. Poszło o pieniądze - jak wiadomo - temat w Bytomiu drażliwy. Na ratunek ściągnięto Emila Drozdowicza z upadającego GKP. Natychmiastowy transfer napastnika w maju - brzmi groteskowo.

„Czy wygrywasz, czy przegrywasz - zostaniesz jedyną”

Ciężko jednak przesądzać o losie drużyny przed końcem sezonu. Oceny będzie można się podjąć 29 maja, po zakończeniu rozgrywek. Do końca pozostały 3 kolejki. Polonia zmierzy się na wyjeździe z (również walczącą o utrzymanie) Arką, u siebie z Lechem i na wyjeździe z Legią. Terminarz niełatwy. Poloniści będą musieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości i zagrać tak, jak - co daje nadzieję - już nie raz udowodnili, że potrafią.
                                               
Bytomianom spodobała się ekstraklasowa piłka. Kto mógł od czasu do czasu wymalować uśmiech na twarzach mieszkańców ponurego miasta, jak nie Polonia wygrywająca np. z Legią? Kibice przyzwyczaili się do wielkich meczów przy Olimpijskiej. Mimo to, duża część z nich, nawet w razie spadku, z klubem pozostanie. Pytanie tylko, ile zostanie z samego klubu?

sobota, 14 maja 2011

Ciekawostka

Tak wygląda mecz z perspektywy loży prasowej, w wersji roboczej:


A tak, już po sformatowaniu:


Dziś nie zajmowałem się relacją na żywo, więc mogłem się skupić na pomeczowej. Jestem zadowolony, bo wyszła bardzo rzetelnie. Dla oszczędzenia czasu, całą pierwszą połowę zdążyłem przelać do Worda w przerwie! Tak się świetnie pracuje. Dla zainteresowanych meczem Polonia Bytom - Górnik Zabrze, więcej informacji o spotkaniu, wywiady na Ekstraklasa.net.

ATANAZY WOJDAK



PS. "To uczucie gdy... stoisz pod koniec meczu w tunelu, z zabrzańskimi dziennikarzami i ukaranym czerwoną kartką Michałem Pazdanem, i patrzysz jak cieszą się z gola Roberta Jeża, zdobytego w ostatniej sekundzie." Niby z reguły nic do nikogo nie mam, ale ta radość była taka... nie miła. Taka, że nie "jeee, wygraliśmy!", tylko taka ostentacyjna, jakby wręcz "jest! JEST! wygraliśmy! wygraliśmy my, a nie oni!". Nie wiem, może po prostu tylko ja to tak odebrałem, w tamtym momencie...

środa, 11 maja 2011

Marnujcie go dalej...

Męczący się na lewej stronie obrony Maciej Sadlok.
W dzisiejszym "Przeglądzie Sportowym" (chciałem zeskanować, ale niestety mama zepsuła skaner, chcąc zeskanować sobie twarz...)

"W zespole Polonii na lewej obronie znów zagrał Maciej Sadlok, który parę (razy - redaktorom "PS" uciekło słówko) przyznawał, że na tej pozycji nie czuje się najlepiej. Jak się okazało trener Jacek Zieliński wystawił go tam w porozumieniu z Franciskiem Smudą. - W sobotę, po meczu z Cracovią, spotkaliśmy się w trójkę: Franciszek Smuda, Sadlok i ja. Ustaliliśmy, że maciej dużo większe szanse na grę w kadrze ma na boku obrony - tłumaczy Zieliński."

Brawo! Gratuluję, że się dogadaliście. Marnujcie go dalej - do spółki, w zgodzie. Sadlok dysponuje niemałym, jak na polskie warunki, talentem do gry w środku obrony. Tymczasem, nie wiadomo czemu, Smuda (a teraz także Zieliński) trwoni jego umiejętności, wystawiając go - niby z konieczności - na lewej obronie. 

A tobie Maćku, też gratuluję. Skoro jest napisane, że w tym spotkaniu uczestniczyłeś, to znaczy, że musiałeś na to przystać. To tak, jakbym ja dostał pracę w redakcji i naczelny kazał mi pisać np. o żeglarstwie, bo teksty miałyby większą szansę na publikację, a ja zgodziłbym się na to ze świadomością, że nie spełniam minimum oczekiwań wymagającego czytelnika...