„Po co zajmujesz się problemami innych ludzi?” – zwykł
mawiać mój ojciec do swojej matki, a mojej babci, namiętnie oglądającej
telewizję. Nowe dzieło Woody’ego Allena to być może sztuka wyższych lotów, niż
„Klan” albo jakieś wenezuelskie ścierwo, niemniej jednak w gruncie rzeczy sens
pozostaje ten sam.
Mam na myśli „Na karuzeli życia”. Tytuł, który musiałem
wygooglować, gdyż jakoś nie potrafi zapaść mi w pamięć, mimo, że zetknąłem się
z nim rezerwując bilet, kupując go, oraz podczas początkowych napisów. Spełnia
on jednak swoją metaforę, gdyż poznajemy w nim piątkę bohaterów, których
poczynania coraz bardziej pogłębiają dramat, bez nadziei na rozwiązanie.
I nie łudźcie się, że je znajdziecie. Powiem Wam to teraz – NIE
MA HAPPY ENDU. Film jest ciężki, a wyjść z sensu można nieźle
przygnębionym. Nie wspominając o pożegnaniu się ze swoją dziewczyną na rogu
ulicy – nawet jeśli akurat nie ściga jej mafia (chyba, że o czymś nie wiem).
Tak zwany „przyrodniczy film o ludziach” – przynajmniej ja je tak
nazywam – gdyż żadna z przedstawionych postaci tak naprawdę nie ma złych
intencji, postępuje wyłącznie według swoich emocji i pragnień. A jednak z każdą
chwilą sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna.
Mamy tu więc prostego chłopa, ojca szukającego jedynie w kimś
oparcia, zmęczoną małżeństwem żonę w średnim wieku (świetna Kate Winslet!),
syna-piromana, zagubioną córkę, która uciekła od męża gangstera i Justina
Timberlake’a, który jest tak przystojny, silny i w dodatku wrażliwy… Czy
widzicie dokąd to zmierza?
Zastanawiam się jak Woody Allen, siedzący gdzieś w Nowym Jorku –
jak sobie wyobrażam – w odosobnieniu, pisząc na maszynie tak dobrze
zaobserwował i poznał się na międzyludzkich relacjach. Z upływem lat jego
opowieści stają się jedynie mniej komediowe, a bardziej emocjonalnie
prześladujące.
Jadąc do kina tramwajem zasłyszałem rozmowę telefoniczną: „A na
co idziecie? (…) Na nowego Woody’ego Allena? Nie, to ja odpadam”. Ta
dziewczyna musiała coś już wiedzieć. Dobre aktorstwo, dobra historia i dobre
zdjęcia. Odpowiedź na pytanie, czy emocje z jakimi wyjdziecie z kina po seansie
są tego warte, pozostawiam Wam. Polecam jednak poczekać na Star Wars.
OCENA: 3/5
ATANAZY WOJDAK
Kraków, Mistrzejowice
Świetny film, polecam iść na niego a później na Star Wars. Autor tekstu chyba w swoim życiu oglądał tylko Klan i Star Wars poza tym filmem.
OdpowiedzUsuńTo co autor oglądał poza tym filmem można sprawdzić tutaj http://www.imdb.com/user/ur46059928/. Film raczej dobry, niż świetny, ale nigdzie nie twierdzę, że jest zły. Zły jest jedynie nastrój w jakim mnie pozostawił, co skłoniło mnie do napisania powyższego tekstu.
UsuńŚwietna recenzja�� fajnie napisany tekst�� nie pierwszy zresztą☺ czytam Twojego bloga od pewnego czasu �� polecam ☺
OdpowiedzUsuń