wtorek, 19 lipca 2011

Kolejny Radović?

Może to nie wypada - w końcu ostatecznie Ivica Iliew zagrał dzisiejszego wieczora dobre spotkanie. W dodatku okrasił je pięknym golem na 2:0. Jednak jedna rzecz wywołała we mnie obawy.

Spotkanie Wisła - Skonto sędziował serbski arbiter Milorad Mażić, który pewnie Iliewa zdążył poznać już lepiej niż my. Nadchodzi 35. minuta spotkania, a Iliew efektownie przewraca się o powietrze, próbując wymusić odgwizdanie rzutu karnego przez swojego rodaka. Gdybym był tam na miejscu, chętnie spytałbym sędziego Mażicia czy takie "jaskółki" to znak firmowy serbskiego skrzydłowego, czy też akurat po prostu akurat tak mu strzeliło do głowy w tej sytuacji. Niestety, czytałem dużo materiałów z wielu mediów z tego meczu i chyba żaden z dziennikarzy na to nie wpadł, albo nie było możliwości (chociaż dla chcącego nic trudnego). W każdym razie, arbiter nie miał wątpliwości i od razu odgwizdał "symulkę" i pokazał Iliewowi żółtą kartkę - jakby gdzieś już to widział.

"Jaskółka" Iliewa po 2 minutach i 20 sekundach:


Jak już mówiłem na wstępie - ostatecznie Iliew wybrnął z tego i pozostawił dobre wrażenie, ale pewnego dnia stać się tak, że już nie wszystko będzie się udawać. Rywale też będą mocniejsi. A jest już w ekstraklasie taki jeden Serb, który takim nurkowaniem nadszarpnął sobie reputację.

ATANAZY WOJDAK

czwartek, 7 lipca 2011

Dzieci YouTube'a

Uwaga! Tekst jest długi (w dodatku opakowany w mnóstwo linków). Jego pełny odbiór może trochę zająć. Mimo to, polecam. Jeśli nie masz w tej chwili zbyt dużo czasu, wróć później.

Sformułowania z tytułu tego posta użył jakiś czas temu red. Przemysław Ruta podczas zajęć z dziennikarstwa internetowego. Jako "dziecko YouTube'a" rozumiał on przymulonego, niekumatego praktykanta portalu internetowego. Termin większości studentów się spodobał i można nawet powiedzieć, że się przyjął. Ja - jakby to ująć - zrozumiałem jego przekaz. Ale użycie nazwy portalu YouTube w tak pejoratywnym zwrocie, jednak zdecydowanie mi nie pasuje i chciałbym dokładnie wytłumaczyć dlaczego.

Kiedyś, rozmawiając z moim serdecznym przyjacielem Aleksandrem Hajmanem, doszliśmy do wniosku, że większość otaczających nas ludzi (czyli Polaków) ogląda na YouTube zupełnie inne rzeczy niż my. Tak, jakby ten portal dla nich miał zupełnie inne oblicze. Wtedy rozchodziło się o jakiś filmik, w którym jakaś dziewczyna kręciła się na podłodze i coś śpiewała - teraz już nie pamiętam dokładnie. Olek dostał do niego linka i wywiązała się między nami taka rozmowa. W każdym razie, tym wpisem chciałbym pokazać z jakiej strony ja znam YouTube i jakie korzyści osiągnąłem z obcowania z tym serwisem.

Strona główna YouTube w 2006 roku
YouTube powstało w 2005 roku. Do dziś pamiętam, że pierwszym filmikiem jaki na nim oglądałem był (wówczas świeży) teledysk grupy Fort Minor do utworu "Believe Me" (próbowałem, ale niestety nie sposób znaleźć oryginalnego uploadu, który wtedy oglądałem). Jako, że powstał on w listopadzie 2005 roku, wygląda na to, że miałem przyjemność obcowania z YouTube już w pierwszym roku jego działania. Dlaczego tak to zapamiętałem? Otóż po obejrzeniu teledysku zagłębiłem się na długo w klikanie w różne powiązane filmiki i... byłem solidnie zaskoczony ich ilością! Już wtedy archiwum YouTube było pokaźne (a przecież znacznie mniejsze niż dziś). Do tej pory czegoś takiego w sieci nie było, a szybko odniosłem wrażenie, że internet tego właśnie potrzebował - strony z filmikami, szybko ładującymi się, za jednym kliknięciem.

Oczywiście YouTube to amerykańska strona. W 2005 roku nie było jeszcze polskiej wersji językowej. Zresztą, do tej pory jej nie używam, gdyż jakoś mi to nie pasuje - po prostu znam YouTube jako stronę anglojęzyczną i tak ma zostać. Choć i tak, przez lata strona się zmieniła, ale o tym później. W tym momencie chciałbym wam przestawić co ja rozumiem przez zawartość YouTube. W skrócie - co oglądam.


Ian i Anthony
Dziwnie bym się czuł, wyliczając moje ulubione gwiazdy YouTube i nie zaczynając od duetu Smosh. Dwaj przyjaciele z Carmichael, w stanie Kalifornia, byli pionierami tego gatunku i trzeba im to oddać. Do dziś pamiętam jak oglądaliśmy u Olka ich pierwsze produkcje, filmowane tanią kamerką w małym pokoju Anthony'ego. Były to parodie piosenek z czołówek popularnych seriali i gier komputerowych jak Mighty Morphin' Power Rangers, Mortal Kombat, czy Pokemon (po wielu latach i milionach odsłon, usunięty... z powodu naruszenia praw autorskich). 

Dziś Smosh produkuje regularne skecze, które wyglądają już w pełni profesjonalnie (oświetlenie, crew, dodatkowi aktorzy). Trzeba jednak przyznać, że czuć pomału rutynę. Do tych starszych filmików chętnie wracam, a z tych nowych - mało które zapadają w pamięć na dłużej bym oglądał je więcej, niż raz.


Ed na planie swojego filmu
SuperEd zasłynął na YouTube długą serią filmików pt. "The Most Random Video on Youtube Ever", w których strzelał w widzów kolejnymi idiotyzmami. Poza tym, tworzył też inne produkcje - skecze, piosenki, tworzył postacie. Jego filmiki mają niepowtarzalny klimat.

Edward Vilderman mieszka w Portland, w stanie Oregon. Urodził się jednak we wschodniej Europie - na Łotwie. Mówi płynnie po rosyjsku i w tymże języku porozumiewa się ze swoją mamą (o czym przekonałem się, uczestnicząc kilka lat temu w regularnych videochatach z Edem na blogTV). Crazy Eddie uczęszcza do szkoły filmowej i ostatnio realizuje się w ambitniejszych projektach (nakręcił własny film krótkometrażowy), ale wciąż nie zapomina skąd się wywodzi, co potwierdza swoim ostatnim filmikiem.


Toby Turner
Toby'ego poznałem... przez SuperEda. Naklęcili oni swego czasu "przyjacielską kolaborację" (tu część druga). Swego czasu Ed współpracował z wieloma ludźmi, ale współpraca z Toby'm wyjątkowo zapadła mi w pamięć. Być może dlatego, że nie była montowana na odległość, tylko na prawdę kręcona na żywo, z udziałem dwóch YouTuberów.

Toby to zapalony reżyser i aktor - amator, pochodzący z Niceville na Florydzie, który miał być dentystą lub żołnierzem. Tobuscus tworzy skecze, gra na gitarze, a ostatnio prowadzi serię pt. "Cute Win Fail", nagrywa "dosłowne zwiastuny" filmów i gier, oraz komentarze do gier wideo... co trochę mi akurat nie pasuje - jego filmiki zaczynają odbiegać od moich zainteresowań. Chciałbym by wrócił do skeczów i gitary. Na razie głównie oglądam jego codzienne "leniwe vlogi" (leniwe, bo bez edycji, kręcone komórką na ulicach Los Angeles, gdzie się przeprowadził).

Przy Toby'm warto jeszcze zatrzymać się przy jednej rzeczy. Pan Turner wie jak na siebie zarobić. Od samego początku działał jako tzw "viral marketer", oferując firmom przemycanie reklam produktów w swoich filmikach. Swego czasu Olek się na Toby'ego obraził, bo reklamował stronę, która nie była cool. Mnie też czasem to trochę denerwuje, ale z drugiej strony takie filmiki jak ten, są całkiem przyjemną formą oglądania reklamy (zwłaszcza jak produktu i tak nie ma w Polsce...).


Greg Benson
W odróżnieniu od poprzedników, Greg... jest stary. Ma 43 lata. Zresztą, jednym z moich ulubionych jego filmików jest właśnie ten, w którym się do tego odnosi - uświadomił mi parę spraw, wymazał z głowy kilka obaw przed dorastaniem. Na prawdę. Filmik ten pochodzi jednak z jego drugiego kanału. Z jego odbiorcami Greg, jak sam to określił, czuje się jak rodzina (podzielił się choćby z widzami relacjami z... przeszczepu włosów. Swoim podejściem uświadomił mi, że to całkiem normalny zabieg). Sam zastanawiam się czy nie wolę właśnie tych filmików z drugiego kanału.

Greg jest profesjonalnym aktorem i żyje... oczywiście w Los Angeles, w stanie Kalifornia. Przed YouTube, na życie zarabiał głównie grając w reklamach. W ostatnim czasie jego zyski z partnerstwa z YouTube pozwoliłby mu myśleć o tym, by... zrezygnować z castingów i przyjąć tworzenie skeczy i postaci jako pracę na pełen etat! To powinno wam uświadomić jaki to jest poważny biznes.

A jak go poznałem? Wpadł mi jakoś w ręce ten filmik i nie mogłem się powstrzymać od kliknięcia przycisku "Subscribe".

Tak swoją drogą - mam wrażenie, że większość ludzi w Polsce w ogóle nie docenia możliwości subskrypcji na YouTube. Ba! Niewielu ludzi w ogóle ma swoje konta.


Julia Nunes
Do tej pory sami faceci, ale spokojnie - są też kobiety na internecie! I od razu zrobi się trochę bardziej muzycznie. Julia pochodzi z małego Fairport, w stanie Nowy Jork. Poznałem ją, klikając na miniaturkę jej filmiku, który pojawił się w rubryce "Featured videos". Dziś już tej rubryki nie ma, nad czym ubolewam.... (widnieje ona na screenie z 2006 roku, u góry tekstu) Na czym ona polegała? Siedział sobie ktoś w głównej kwaterze YouTube i wybierał co mu się podoba i co trafi na stronę główną... Dziś działa to trochę inaczej, toteż rzadko się już zdarza, żeby jakiś nastolatek/nastolatka nagle obudził(a) się i zobaczył(a), że oglądalność jego/jej filmiku nagle skoczyła z 103 wyświetleń do np. 103 tysięcy.

Co to był za filmik? Wykonanie autorskiej piosenki "Into The Sunshine". Od tamtego czasu śledziłem na bieżąco jej poczynania, kupiłem jej debiutancki album (którego sprzedaż odbywała się na prawdę amatorską drogą - wyślij dychę, a ja odeślę ci płytę). Swego czasu nawet zaaranżowałem cover jej utworu "First Impressions" na coś co podchodziło pod gatunek stadium rock. Nawet korespondowałem z nią w tej sprawie, ale korespondencja zaginęła, bo odbywała się poprzez MySpace (hah!).

Ostatnio Julia wzięła udział w programie Kickstarter, w którym fani mogą pomóc muzykom osiągnąć swój cel  poprzez... zrzutkę kasy. Julia potrzebowała 15,000 dolarów na w pełni profesjonalny album. Efekt przerósł jej oczekiwania, gdyż w tej chwili zostało zebrane już... 55,000! Mam nadzieję, że Jaaaaaaa (dla ułatwienia - zawsze 7 literek "a") udanie spożytkuje zebrane pieniądze.

Ostatnio odkryłem też, że już jakiś czas temu Julia wystąpiła w skeczu College Humor - na prawdę fajny, polecam.


Natalie Tran
Natalie poznałem stosunkowo później, niż powyższych YouTube'rów, ale i tak już dosyć dawno. Pochodzi ona dla odmiany z... Australii - konkretnie z Sydney. Od razu zadziwił mnie sposób w jaki komentuje ona codzienne sytuacje i to jak się przy tym wyraża. Nie wiedziałem, że kobiety potrafią tak myśleć! W dodatku zadziwiała mnie częstotliwość, z jaką publikuje nowy, kreatywny materiał. Aż ciężko mi podlinkować jakiś konkretny filmik - kliknijcie obojętnie co na jej kanale (choćby to - typowy jej filmik).

Ostatnio Lonely Planet umożliwiło Natalie podróż dookoła świata, dzięki czemu mogliśmy obserwować znane turystyczne atrakcje, z jej niebanalnym komentarzem (na prawdę ciężko wybrać coś do linków - to chyba jedyna gwiazda YouTube, której materiał jest na tak równym, wysokim poziomie).

Co ciekawe, ostatnio natknąłem się na jakiś felietonik, którego autor domniemywał, że Nat może być sztucznym tworem, kierowanym przez jakąś firmę... Ale to tylko domniemania, do których raczej podchodzę z dystansem. Też sobie przecież mogę napisać różne rzeczy, choćby tutaj i ktoś to znajdzie w Google i pomyśli, że ktoś mądry pisze.


Chris Leavins
Chris to kolejny profesjonalny aktor. Pochodzi z Kanady, ale jak na profesjonalnego aktora przystało, mieszka oczywiście w LA. Hm, jak teraz sobie przypominam, to poznałem go, bo... SuperEd86 w jednym ze swoich filmików o nim wspominał. Jaki ten świat mały...

"Cute with Chris" to seria filmików, w których Chris odpowiada na listy nastolatków o ich domowych zwierzakach. To tak w skrócie. Też ciężko mi na ten moment wybrać najlepszy odcinek, ale niech jest i ten. Z czasem Chris zaczął występować ze swoim show na scenie, co było moim zdaniem na prawdę epickie.

Niestety, od 2008 Chris zaprzestał produkowania serii. Podejrzewam, że jako że jest aktorem, na pewno nie brakuje mu roboty, a swoim internetowym programem nieźle się wypromował. Tutaj dzieli się z widzami historią "Cute with Chris". Robi wrażenie.


Emily Connor
Tutaj, powiem wam, że dzisiaj jakoś nie pamiętam czemu swego czasu subskrybowałem jej kanał. Chyba tylko dlatego, że była Amerykanką, mówiącą po japońsku. Dziś wydaje mi się, że jest sztuczna i właściwie pozbawiona jakiegokolwiek talentu. No - oczywiście może poza talentem do nauki języków. Owszem, chciała śpiewać, ale na YouTube zasłynęła tylko, wspomnianym wcześniej japońskim i... nie wiem czym! (no, to może jest jeszcze niezłe, chociaż z drugiej strony to nie wiem... Tutaj jeszcze ciekawy teledysk)

W każdym razie - Emily jest teraz w wymarzonej Japonii i ma jakiś tam zespół, czy coś. Spoko. Powo! (mój skrót od "powodzenia") Dzięki niej przynajmniej dowiedziałem się, że będąc kobietą, aby zrobić w Japonii karierę w show-biznesie należy najpierw... wystąpić w softcore'owym pornosie... Dziwny kraj, na prawdę.


Evan, Sarah, Michael i Andrew Rose Gregory
The Gregory Brothers to najbardziej aktualny dodatek do moich subskrypcji. Właściwie to dopiero w tym roku przekonałem się do nich w pełni. Czym się zajmują? To zespół muzyków, którzy potrafią zrobić  piosenkę... z wszystkiego. Przede wszystkim - z telewizyjnych wiadomości. Już jakiś czas temu na starej wersji bloga opisywałem wam "Bed Intruder Song". A utworem, który ostatecznie przekonał mnie do zostania ich fanem była przeróbka kilku wywiadów z Charlie'm Sheen'em.

Zresztą, ostatnio odbyli nawet trasę koncertową, gdzie występowali między innymi z tym właśnie utworem (na prawdę super!). Zresztą oni nawet z ogłoszenia trasy koncertowej i sprzedaży biletów potrafili zrobić piosenkę. Co jeszcze można polecić z ich repertuaru? "Backin' Up" i również wykonanie na żywo tego utworu. No i jeszcze tzw. "barbershop tag" na temat tego utworu, czyli... takie jakby epickie zakończenie tematu. Czysty talent! The Gregory Brothers to zespół bardzo rodzinny - Michael, Andrew Rose i Evan są braćmi, a Sarah jest... żoną tego ostatniego.

Niestety, nie wszystkie ich piosenki mi się podobają. Niektóre są robione trochę na siłę, ale jest jeszcze parę fajnych. Posłuchajcie tego (w oryginale babka strasznie fałszowała, nie trzymało się to kupy, a oni zrobili z tego potencjalny hit!) i... cover tego utworu w wykonaniu Adrew Rose'a Gregory i... Julii Nunes!



Catie Wayne, jako Boxxy
Na koniec nieco inna historia. Boxxy wzbudziła w internautach tyle skrajnych emocji, że sprawy wymknęły się nieco spod kontroli. Nie szło pozostać obojętnym, wobec jej filmików, przedstawiających hiperaktywną 17-latkę, adresującą jej różnych internetowych znajomych. Częściowo została znienawidzona - hackowano jej konta, grożono jej. Byli też tacy, którzy ją kochali... Niekiedy nawet... próbując odwiedzić ją w domu. Trochę to takie... nie teges, co nie?

W końcu okazało się, że... Boxxy to postać fikcyjna. Natomiast, dziś 19-letnia, Catie Wayne to... aspirująca aktorka. Od 2009 oddaliła się jak najdalej od internetu i skupiła się na... grze w szkolnych przedstawieniach.  W końcu, gdy całe szaleństwo nieco się uspokoiło, powróciła pod tym adresem, a nowe filmiki jako Boxxy udostępnia tutaj. Cóż, powodzenia w karierze aktorskiej - na pewno umiejętność wywołania zamieszania, nawet nie mając takiego celu, to już coś.


Nie wszystkich na YouTube lubię

Żeby nie było - nie wszystkich na YouTube mogę zdzierżyć. Jest na przykład ten faggot, który zakochał się w Miley Cyrus (ostatnio nawet się z nią spotkał! brawo! możesz teraz umrzeć?). Albo ten koleś, który tylko komentuje wszystko i ma włosy do góry. Albo ten Azjata, Jezuuu... Dobra, ale ich zostawmy. Jest też parę filmików, które lubię, ale nie na tyle, by subskrybować całe kanały. Albo też po prostu muszę się jeszcze przekonać. Zobaczymy - napisałem najważniejszych, może wkrótce będę uaktualniał, albo zrobię z "dzieci YouTube'a" serię wpisów?. ;)

Do czego zmierzam?

No właśnie. Przedstawiłem sylwetki moich ulubionych gwiazd YouTube'a, ale co miałem na myśli mówiąc o korzyściach jakie osiągnąłem dzięki temu portalowi? Nie mówię oczywiście o czystej rozrywce. Zresztą, dla niektórych, być może, wątpliwej. W końcu w czasie w którym oglądałem filmiki, mogłem przelecieć wszystkie super laski na mieście. Tak, mogłem, ale widocznie nie chciałem.

Co bystrzejsi pewnie zauważyli, że wszystkie powyższe filmiki są... po angielsku! Tak! Moi drodzy! To właśnie ci ludzie, których wymieniłem powyżej... nauczyli mnie angielskiego! Tak, właśnie oni. Nigdy nie uczyłem się tego języka. Nigdy. Wchodził mi on sam, gdyż słuchałem Amerykanów (czy tam Kanadyjczyka i Australijkę) i tego, jak mówią oni na co dzień. Owszem, umiałem już coś wcześniej, ale właśnie w latach 2005-07 zauważyłem, że moje umiejętności językowe nagle, same z siebie, wzrastają. Dopiero później skapnąłem się skąd się to wzięło. 

Oglądanie YouTube zbiegło się jeszcze z inną decyzją. Do tamtego czasu, starałem się czytać dużo w internecie po angielsku - po prostu dlatego, że zawsze było w tym języku więcej informacji. Tylko, że tak do ok. 2005-06 roku czytałem i udawałem, że rozumiałem. W 2006 roku zacząłem... do znudzenia sprawdzać w słowniku po kolei każde słowo jakiego nie byłem pewien. Na prawdę polecam!

Dalej nie znam się na czasach i nikomu niczego nie wytłumaczę, ale jestem oczytany i osłuchany z językiem i to jest najważniejsze. Podejrzewam, że to mniej więcej połowa tego, czego mógłbym się nauczyć będąc za granicą. W końcu słuchałem i czytałem, ale jednak mało było z mojej strony konieczności odpowiedzi. ;) Ale i tak jest świetnie.

ATANAZY WOJDAK

PS No, jeszcze przed 2005 rokiem udało mi się osiągnąć poziom pt. "rozumiem South Park bez napisów, ale do każdego innego serialu już ich potrzebuję" - to też było ciekawe. Po prostu nauczyłem się tego specyficznego słownictwa i wymowy.

PS1 Muszę powiedzieć też o czymś innym. Czasem przez te filmiki byłem... bliski depresji. Patrzyłem na tych entuzjastycznie nastawionych do życia, kreatywnych ludzi z Los Angeles, lub skądś. Na ludzi w moim wieku, którzy mieli czas, ochotę, warunki i odpowiednie otoczenie by stworzyć fajny filmik, a potem spojrzałem za okno i wracałem na ziemię, uświadamiając sobie, że jestem tylko chłopcem z Polski, ze Śląska, z Bytomia... Z czasem jednak się z tym pogodziłem, zrozumiałem, że (banał-mode on) taki jest świat (banał-mode off) i jakoś mi to przeszło. Teraz jestem super.

PS2 A może TY, któregoś z tych YouTube'rów znasz i oglądasz, ale nie wspominasz o nim/niej, bo wątpisz, że będzie z kim, i o czym, rozmawiać? Jeśli tak - odezwij się. Będę w chuj zaskoczony.

środa, 6 lipca 2011

Kliczko vs. Adamek = Walka XXI wieku!

Plakat promujący "walkę XXI wieku"
Ktoś jest w stanie policzyć ile "walk stulecia" już mieliśmy? No tak, ale w takim razie powstaje pytanie - jakim hasłem wypromować kolejny bokserski hit? Oto odpowiedź - przed nami "walka XXI wieku"!


Niby to samo, ale brzmi lepiej, co nie? Trzeba było od razu przyjebać "walką wszech czasów" i by było po kłopocie.

Przepraszam za mój prześmiewczy ton, ale muszę przyznać - boks mnie nie fascynuje. Próbowałem kilkakrotnie, ale niestety - nic z tego. Jego pobieżne śledzenie, uświadamia mi za to, jak zabawny jest świat tego sportu. Ostatnio próbowałem oglądać walkę Władymira Kliczki z Haye'm. Co mogę powiedzieć? Imponująca oprawa... Dobrze, że piłka nożna czegoś takiego nie potrzebuje. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Ronaldo czy Messi musieli na boisko przedzierać się przez różne scenografie. Sama walka - owszem - czuć było, że  to najwyższy poziom tego sportu. Tak jak to się czuje, gdy ogląda się mecze piłkarskiej Premier League. Ale jednak w moim przypadku - to nie do końca to. Wyłączyłem po paru rundach.

ATANAZY WOJDAK

PS Dziś krótko, ale mam w głowie pewien temat, który chcę (ponownie!) poruszyć, więc wkrótce kolejny wpis.

sobota, 2 lipca 2011

"Eksperci"

W Argentynie właśnie rozpoczął się turniej Copa America. W pierwszym spotkaniu, Argentyńczycy zaledwie zremisowali 1:1 z Boliwią. Szerzej można o tym wszystkim poczytać w specjalnym dziale portalu Ekstraklasa.net (zapis mojej relacji na żywo, moje krótkie podsumowanie + zdjęcia, szersza relacja Daniela Kawczyńskiego). Na blogu chciałbym jednak poruszyć pewien szczegół, który zirytował mnie, gdy oglądałem transmisję meczu otwarcia w TVP Sport.

Roberto Silvera rozpoczyna
mecz otwarcia CA. fot. YouTube
Mecz komentowali panowie Maciej Iwański i Tomasz Wołek. Ten drugi, jako dziennikarz sportowy, cieszy się opinią eksperta ds. piłki południowoamerykańskiej. Jakże więc zdziwiło mnie, gdy obaj panowie byli strasznie zdziwieni sposobem, w jaki urugwajski sędzia Roberto Silvera, wyznacza miejsce z którego ma być wykonywany rzut wolny i gdzie ma stać mur. Przecież nie jest tajemnicą, że już od jakiegoś czasu to standard na boiskach Ameryki Południowej, że stosuje się do tego specjalnego spray'u. Czyżby red. Wołkowi nie przyszło w ostatnich latach oglądać żadnego meczu choćby ligi brazylijskiej? Przecież jest podobno ekspertem w tej dziedzinie...

Nieładnie tak oszukiwać widzów. Szkoda, że Copa America musimy oglądać w TVP Sport, a nie np. w Sportklubie (który jest już zresztą szerzej dostępny, niż kanał telewizji publicznej!). Młodszy brat kolosa z Woronicza, na pewno opatrzyłby turniej lepszą oprawą (w nocy w TVP nie było nawet studia... ale może i to w ich przypadku nawet lepiej) i prawdziwie eksperckim, pełnym pasji komentarzem pana Bartka Rabija. 

W południowoamerykańskim sędziowaniu (i w ogóle futbolu) jest jeszcze parę smaczków. Z niecierpliwością czekam, co jeszcze zadziwi komentatorów i "ekspertów" TVP. ;)

ATANAZY WOJDAK