czwartek, 28 kwietnia 2011

"The Human Centipede" - wrażenia po filmie

Wczoraj w Stanach Zjednoczonych miała miejsce premiera nowego odcinka South Park pt. "HUMANCENTiPAD". Zanim jeszcze ona nastąpiła, po tytule wywnioskowałem od razu, że będzie to parodia filmu "The Human Centipede", o którym dużo słyszałem. O ile się nie mylę, znany z YouTube Tobuscus (albo ktoś inny, już na prawdę nie pamiętam), wypowiadał się na temat tej produkcji i... odradzał jej oglądanie. ;) Tak czy inaczej - by zrozumieć nowy odcinek South Parku, zdecydowałem się jednak sięgnąć po tą pozycję i obejrzałem ją wczoraj wspólnie z Michałem.

Wraz z premierą pierwszej części "Piły" zaczęła się moda na tworzenie obrzydliwych horrorów. Mówiąc łagodnie - nie podobały mi się te filmy. Czemu? Po prostu mnie wkurwiały. Brakowało w nich sensu. Jedynym celem było nakarmienie widza brzydkimi obrazkami. "The Human Centipede" to jednak coś innego. Nie żałuję czasu spędzonego na oglądaniu tego filmu. Autorowi scenariusza i zarazem reżyserowi, panu Tomowi Sixowi należą się gratulacje, przede wszystkim za na prawdę oryginalny pomysł!

Poza ideą stworzenia "ludzkiej stonogi", warto pochwalić aktorów za znakomitą grę. Przede wszystkim psychopata, z którym mamy do czynienia w tym filmie jest zaskakująco realistyczny! Widać, że mamy do czynienia z chorym człowiekiem, a nie przerażającą maszyną. Poza tym Doktor Heiter nie sili się nawet by sprawiać wrażenie normalnego, chociażby na początku konfrontacji ze swoimi ofiarami. Zdarzają się mu też zwyczajne błędy. To dodaje postaci autentyczności.

Przebieg akcji w filmie też jest inny niż zwykle. Tak jak cały film - po prostu nie wkurwia. Wszystko dzieje się konkretnie, nie ma choćby zbędnych scen ucieczek - bez zbędnego przedłużania. Wszystko jest podane jak na tacy. W filmie wystąpiło tylko kilku aktorów, a każdy swoją rolę odegrał tak, jak powinien.

Oczywiście, nie jest to film dla każdego, ale myślę że nie ma się co obawiać, jeśli komuś się ten film spodoba. Dla mnie był dobry i nie boję się do tej opinii przyznać. Dziękuję twórcom South Parku, że zachęcili mnie do jego obejrzenia. Od razu powiem, że ich parodia była też całkiem dobra i z przekazem, choć raczej skierowanym w stronę korporacji Apple. ;)

Wkrótce ma powstać druga część "The Human Centipede" - mam nadzieję, że Tom Six nie spieprzy sprawy, ale wierzę w niego. ;) AKTUALIZACJA: Troszkę sobie poczytałem i zaczynam mieć obawy - wygląda na to, że sequel będzie szedł właśnie w tą stronę, która mi się już nie podoba... Ale pożyjemy, zobaczymy. ;)

czwartek, 21 kwietnia 2011

Jak pije Janas? Jak gra Heavymetria? Jak się bawią studenci? Odpowiedzi tylko na Blogu Igusa!

Muszę przyznać, że długo się zastanawiałem czy ruszyć się wczoraj z domu. Chęć zobaczenia debiutanckiego występu zespołu Heavymetria jednak zwyciężyła i nie żałuję. Muzyka jest generalnie w porządku, szczególnie pierwszy kawałek, który był zresztą potem powtarzany jako bis - to już tradycja zespołów Pauliny. Swoją drogą - ciekawe ile ich jeszcze będzie i z kim będzie debiutować na scenie Kultowej w środę przed Wielkanocą w przyszłym roku? Ha, ha! Żarcik taki...

Warto było wpaść, choćby by posłuchać ciekawych anegdotek przy barze, jak choćby tej o pewnym znanym szkoleniowcu, który nie zwykł się wpierdalać. Pan Paweł Janas, bo o nim mowa, ponoć bardzo lubi sobie dużo wypić i ma na to wypracowany bardzo dobry schemat. Przyjeżdża pod bar swoim jeepem, zostawia kluczyki u barmana, a gdy już ma dość, barman odwozi go do domu jego samochodem, a za nimi jedzie ktoś maluchem, żeby barmana przywieźć z powrotem.

Rozmawiałem również o Wojciechu Kowalczyku, a konkretnie - też o jego piciu. Sporny temat. W każdym razie fakt, że w przerwie walił dwa browary, a po przerwie potrafił walnąć dwa gole - mi... imponuje? To chyba nie właściwe słowo, ale jakieś wrażenie robi.

Jedyne beznadziejne zdjęcie, które udało mi się zrobić
Podczas koncertu zająłem miejsce na mojej prywatnej loży, z której obserwowałem już kiedyś występ zespołu Battery Low. Dobre miejsce. Zresztą dobrze, że tam sobie siedziałem, bo w młynie jeden koleś tam raz przesadził, więc nie miałem ochoty mieć z tym styczności. Muzyka - jak już mówiłem - w porządku, na prawdę. Oczywiście jest flet, obowiązkowo. Zespół się fajnie prezentuje na scenie, nawet basista robi chórki, ale z tego co dobrze słyszałem to często tylko dubluje Paulinę, co jest moim zdaniem marnowaniem okazji na fajne harmonizowanie, ale to już jest do dopracowania. Apeluję o ładne nagranie utworu, który był grany jako pierwszy, bo chętnie bym go jeszcze raz posłuchał, a przede wszystkim dowiedział się o czym był. Wydawał się genialny w swojej prostocie - i takie są najlepsze. Nie będę robił tu jakiejś profesjonalnej recenzji, bo mi się nie chce.

Po koncercie miałem w planie obejrzenie meczu o Puchar Króla w Kultowej i kulturalny powrót do domu tramwajem nr. 19 o 23:43. Otrzymałem jednak zaproszenie na after-party do akademika, które po krótkim namyśle przyjąłem. No, muszę przyznać, że było konkretnie. Nagle zapomniałem, że miałem już nie pić wódki... No i za dużo ludzi jak na jeden wieczór. Już nie pamiętam kto się jak nazywał, ale najbardziej mi zapadł w pamięć koleś z Czech, który o 5. rano po 30-minutowym śnie pojechał do Finlandii. No i muszę przyznać, że w dobrym towarzystwie nawet serial "Malanowski i partnerzy" zmienia się w genialną komedię.

Trzeba przyznać, że świat wygląda inaczej gdy jest +20 stopni i świeci słońce. Od razu chce się żyć, wszystko ładniej wygląda, ludzie się całują na ulicach i w ogóle czad. Tak było rano, generalnie rano miałem ciężko, ale potem na wieczór już w miarę doszedłem do siebie. Oglądałem mecz Śląsk - Wisła (2:0) i z tego co tam widziałem to muszę przyznać, że ten Orest Lenczyk to jest gość! To Wisła grała przez cały mecz, ale gole strzelał Śląsk - tak wygrać to też sztuka! Po meczu spotkałem się z Michałem i Olkiem (sto lat!). Pogadaliśmy sobie o wszystkim, w akompaniamencie gangsterskiego rapu ze starej kasety. Teraz siedzę i myślę co będę robił jutro i obawiam się, że nic. Zobaczymy do której będę spał - stawiam, że nie wstanę przed 14.. AKTUALIZACJA: A jednak - nawet przed 13.!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Niedziela, godz. 17.00

Niedziela, godz. 17.00 - z czym wam się to kojarzy? Oczywiście, zależy kto co lubi, czym się interesuje. Ułatwię więc zadanie - wyobraźcie sobie, że jesteście piłkarzami. Łatwiej? Bingo! Mecz ligowy! Może być też piątek, 20.00, żeby fajnie zacząć weekend, w  Anglii wychodzimy na boisko już w sobotę o 12.45, a jeśli przyszło nam robić karierę w Hiszpanii to nawet i o 22.00. Start meczu równy ze startem niedzielnego Teleexpressu brzmi jednak najbardziej klasycznie - o tej porze przychodzi rozgrywać mecze piłkarzom niemal każdej ligi, w każdym zakątku świata.

Piotr Ćwielong (w środku)
Tymczasem w przerwie meczu Śląsk Wrocław - Korona Kielce napastnik gospodarzy Piotr Ćwielong, wypowiada takie oto słowa do kamery Orange Sport: "Jest niedziela, siedemnasta, pogoda też nie dopisuje do gry w piłkę". Kurwa! Przecież tego by nawet najlepszy parodysta nie wymyślił! Wczoraj, przed meczem Polonia Bytom - Polonia Warszawa uciąłem sobie pogawędkę z jednym z dziennikarzy. Wspomniałem o Pucharze Weszło, na co mój rozmówca stwierdził, że to jest robienie sobie jaj z piłkarzy - że głupota, że nie warto. No rzeczywiście, nie warto robić sobie z nich jaj - nie wypada z tym nawet wyskakiwać, bo po prostu oni sami są w tym najlepsi. Aż wstyd mi, że w swojej relacji live dla Ekstraklasa.net z wczorajszego meczu, napisałem właśnie o idealnej pogodzie - Łukasz Trałka również w wywiadach narzekał na warunki, w jakich przyszło rozegrać tamto spotkanie. Jak ja mogłem popełnić taką gafę...

Przede wszystkim, jedno mnie zadziwia - jak bardzo do meczów przy sztucznym oświetleniu, przyzwyczaiła się cała piłkarska Polska. Nagle, gdy jakiś mecz przychodzi rozgrywać przy świetle dziennym - skandal! Po co wydawaliśmy pieniądze na te maszty oświetleniowe? Czemu okradamy mecz z prestiżu! Tymczasem patrzę na Anglię - tam jupitery wykorzystuje się - nie przesadzając - w ostateczności! Najlepsze mecze gra się tam przy ładnie oświetlającym boisko świetle słońca. Aż można odnieść wrażenie, że ta cała "angielska pogoda" to jakaś mrzonka! Jupitery wykorzystuje się w środku tygodnia, ale nie w weekend - po to sobota i niedziela są wolne, by można było zapełnić je sobie wydarzeniami rozrywkowymi od rana do wieczora.

Dziękuję panu Piotrowi za pretekst do wygłoszenia mojego zdania na ten temat. Przyznam, że siedziało mi to w głowie od jakiegoś czasu i tylko na to czekałem. Niebramkostrzelny napastnik Śląska, pewnie po prostu palnął cokolwiek, żeby była wymówka czemu mecz jest słaby, nie zdając sobie sprawy jak kolosalną głupotę powiedział. Mam nadzieję, że nie przyjdzie mi w najbliższym czasie spotkać go na zakupach w katowickim Silesia City Center, po raz któryś już. Nie wiem jak bym się tym razem zachował. Wiem jedno - raczej nie będzie mnie tam w żadną niedzielę o 17.00.

Byłem na meczu o pierwszy w historii Puchar Weszło!

Nie napisać o tym na blogu, to skandal. Tak - byłem obecny na pierwszym i być może jedynym w historii polskiej piłki nożnej meczu o Puchar Weszło. Trofeum ufundowane przez portal inny niż wszystkie. Portal, pod którego 90% tekstów mógłbym się podpisać. Stworzony przez dziennikarza, którego znajomość anegdot ze świata piłki, kulisów tego wszystko mi imponuje. Dziś mogłem spotkać się z ludźmi tworzącymi Weszło, zobaczyć chyba największe wydarzenie, a na pewno najbardziej namacalne, w historii portalu. Ludzie mający mnie w znajomych na Facebooku na pewno mogli domyślić się, że było to dla mnie ważne wydarzenie, gdy zawalałem swoją tablicę zdjęciami, filmikiem i relacjami od razu po przyjściu do domu.

Trofeum wręczyć i firmować twarzą miał Wojciech Kowalczyk, a więc jednak wyspał się i dał radę. Były piłkarz Legii czy Betisu, dla mnie jest symbolem polskiego piłkarza z lat 90. - piłkarza, który walczy, ciężko pracuje na boisku. Żałuję, że byłem wtedy dzieckiem i nie mogłem tego odpowiednio przeżywać, ale teraz mogę oglądać na YouTube występy Legii z tamtych lat i nie mogę w to uwierzyć. Obecnie "Kowal" jest ekspertem Polsatu Sport oraz blogerem Weszło. Gdy dostrzegłem go na obiekcie przy ul. Olimpijskiej nie krępowałem się by do niego podejść, bo taka okazja może się nie powtórzyć (choć biorąc pod uwagę jakie mam plany zawodowe - raczej się powtórzy ;)) Odczekałem tylko aż dziennikarze telewizyjni skończą wywiady z medalistą igrzysk w Barcelonie.

Z Wojciechem Kowalczykiem
Konfrontacja była bardzo miła. Oczywiście cyknąłem sobie fotkę - warto mieć pamiątkę z takiego spotkania. Chwilę później dostrzegłem również pana Krzysztofa Stanowskiego, z którym też zrobiłem sobie zdjęcie (mimo, że akurat jego teksty są bardziej rozpoznawalne niż jego twarz) i zamieniłem parę słów. Między innymi podkreśliłem, że rekrutacja na Weszło chyba była oszukana, bo nie zostałem przyjęty. ;) Pan Krzysztof jednak odpowiedział mi, że wcale się jeszcze nie zakończyła. Przyznałem jednak, że po czasie stwierdzam, że mój tekst jednak był bardzo średni na co usłyszałem, że to i tak lepiej niż większość. ;) Dowiedziałem się, że mogę jeszcze coś podesłać - spróbuję. W końcu w dziennikarstwie nie można być Janasem - trzeba się czasem trochę powpierdalać.

Z Krzysztofem Stanowskim
Tak to właśnie było przed meczem. Pośmialiśmy się z "Kowalem", że pan Stanowski w ogóle postanowił się zjawić w Bytomiu - w końcu nie podpisuje się pod tekstami... ;) Good times... Aha, no i oczywiście młoda ekipa Weszło też była - Ćwiąkała, Muzyka... pogratulowałem chłopakom dobrych wywiadów, bo z tego przede wszystkim słyną.

Potem przyszedł czas na mecz, więc każdy zabrał się do swojej pracy. Mecz był do dupy, przynajmniej z mojej perspektywy. Przemilczę to więc i przeniosę się od razu do wydarzeń pomeczowych.

Puchar Weszło miał być wręczony na konferencji prasowej, jednak tak się nie stało, nie wiadomo do końca czemu. "Kowal" czekał jednak z pucharem pod salą konferencyjną - i się doczekał. Po trofeum zszedł kapitan warszawskiej Polonii Adrian Mierzejewski. W zamian za puchar wręczył w imieniu drużyny siateczkę z monetami i plakat przedstawiający jeszcze więcej monet. ;) To żart z tego, że swego czasu Weszło chciało wprowadzić abonament za stronę w kwocie 4 złotych. Było śmiesznie, było fajnie, było super. Żałuję tylko, że nie strzeliłem sobie fotki z Radkiem Majdanem (który był w roli trenera bramkarzy Polonii Warszawa - tak! on pracuje.), bo bym mógł też babci zaimponować, no ale spoko, spoko.


Po meczu wróciłem do domu i oglądałem Gran Derbi, które było wspaniałe. Gratuluję "Kowalowi", że zdążył dojechać do Warszawy by być wieczorem w studiu Canal+.

To wszystko, pozdrawiam,
-igus

niedziela, 10 kwietnia 2011

JEST praca!

dziś może, tak jednorazowo, powrócę do starej formuły postów na tym blogu. chcę po prostu opisać swój dzień, konkretnie wczorajszy, dlatego warto wrócić do starego schematu na tą okazję. niewykluczone, że czasem będę tak robił.

jak wczoraj zapowiadałem, zadebiutowałem w roli spikera stadionowego. na początku było trochę dziwnie - sam czułem, że czytając składy brzmię trochę jak ministrant. ;) najgorsze było to, że akurat najwięcej musiałem przeczytać na początku, a potem tylko uważnie obserwować spotkanie i z górki. z czasem się wczułem i było całkiem nieźle. Silesia wygrała 4:1, więc tym bardziej było miło. ;) właściwie mogę sobie zarzucić tylko to, że pominąłem jedną zmianę w drużynie gości (ale ich i tak nikt nie lubi. ;)), no i sędziowie trochę patrzyli na mnie z byka, gdy za późno oddałem im protokoły meczowe. ale oni przecież też kiedyś mieli swój pierwszy raz, no i też popełniają błędy. ;)

na prawdę polecam takie spotkania - niekoniecznie Silesii Miechowice - rozejrzyjcie się sami, czy gdzieś w waszej okolicy nie ma klubu, grającego gdzieś, właśnie w takiej niższej lidze. atmosfera jest bardzo rodzinna - warto spędzić tak jakiś słoneczny dzień.

chciałem jeszcze wszystkich studentów dziennikarstwa zapewnić, że mimo tego, co tak bardzo lubicie mówić - jest praca! trzeba tylko coś robić, poznawać ludzi. choćby wczoraj Wojciech Kozłowski, który wdraża mnie w funkcję spikera, zaproponował mi pisanie do pewnego darmowego lifestyle'owego magazynu - już za kasę. poza tym, wspominał, że zna nową rzeczniczkę Ruchu Chorzów, która poszukuje osoby do wrzucania newsów na stronie - normalna praca na etat. być może już teraz mógłbym siedzieć cały dzień na stadionie przy ul. Cichej, za pieniądze i tylko szukać co tu na stronę wrzucić. niestety - studia dzienne na to nie pozwalają. ale na takie, i jeszcze lepsze rzeczy, przyjdzie czas.

przepraszam Olka i Michała, że wczoraj nie dałem znać po meczu, ani nic, mimo że obiecałem - nie miałem czasu. po meczu było jeszcze rodzinne after-party u babci. ;) no a potem, musiałem śledzić wydarzenia już w tej wielkiej piłce, więc niestety...

ale się wczoraj wkurwiłem, jak DC United wyrównało z karnego w meczu z LA Galaxy, w 90 minucie... jak tak można?

pozdrawiam,
-igus

piątek, 8 kwietnia 2011

W końcu!



Doigrał się pan, panie Arboleda. Tylko było czekać, aż ktoś panu pierdolnie - akurat był to Euzebiusz Smolarek. Może to głupie, popierać zawodnika, który uderza rywala. Pamiętajmy jednak, że każde takie zachowanie, poprzedza prowokacja. To już nie pierwszy raz, kiedy Manuel Arboleda irytuje swoim zachowaniem napastników przeciwnika. I jeszcze te jego histeryczne symulacje! Odkąd przedłużył kontrakt i coraz głośniej o jego grze w reprezentacji Polski, wywołuje u mnie coraz mniej respektu, jak na obrońce przystało, a coraz bardziej zaczyna mnie po prostu śmieszyć, bądź irytować. Ebi zrobił to, na co wielu ligowych napastników miało ochotę. Ba, nawet ja sam bym chętnie przemówił mu do rozsądku!

Pomysłu z nadaniem Kolumbijczykowi polskiego obywatelstwa nie popieram. Teraz to już nawet nie trzeba debatować na temat, czy Arboleda jest wystarczająco "polski", czy nie. Na razie jest po prostu w zbyt  słabej formie. 

Już wolałbym w kadrze Hernaniego z Korony Kielce. 7 lat w Polsce, polska żona, dziecko, opanowany język. Akurat mi się nasunął, bo dziś na Onecie był z nim wywiad na stronie głównej. No, tylko oczywiście jeszcze trzeba prezentować odpowiedni poziom, a ostatnio tego brakuje całej Koronie.

Wróćmy do Smolarka. Nowy trener Polonii Warszawa Jacek Zieliński stwierdził, że to zawodnik, na którego trzeba "chuchać i dmuchać". Może się to komuś nie podobać, ale taka jest prawda. Smolarek jest jakąś tam gwiazdą i ma charakter, jaki ma. Trzeba obdarzyć go zaufaniem i on za to się odwdzięczy. To zawodnik, który w skali europejskiego futbolu jest strasznie przeciętny, ale już sam fakt, że gdzieś w tej skali się w ogóle mieści, coś znaczy na polskich boiskach. Wierzę, że jeśli tylko będzie odpowiednio prowadzony, jeszcze będzie błyszczał. Szkoda tylko, że nie zagra za tydzień w Bytomiu o Puchar Weszło...

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział czym ten Puchar Weszło jest - jak sama nazwa wskazuje, to inicjatywa portalu weszlo.com. Prezes Polonii Warszawa Józef Wojciechowski odgrażał się, że Polonia "jeszcze coś w tym sezonie wygra, tylko jeszcze nie wie co". Niestety, nie ma już na to żadnych szans. Z pomocą przyszło jednak Weszło, które zaproponowało swój wyimaginowany wtedy jeszcze puchar, za zdobycie większej ilości punktów niż Polonia Bytom. W tym momencie wkroczył zarząd klubu z Bytomia, który zaproponował by losy trofeum rozstrzygnąć w bezpośrednim meczu, jako że zbliża się ligowa konfrontacja obu Polonii. I tak oto narodził się Puchar Weszło - trofeum już jest - warte ok. 1000 złotych. Wręczać je będzie Wojciech Kowalczyk, a ja jestem dumny, że wszystko będzie działo się w moim mieście. ;) Brawo! Przyda się trochę humoru w naszym futbolu i bynajmniej nie są to moim zdaniem "jaja z pogrzebu", jak wyraził się Adam Godlewski. 16 kwietnia 2011, godz. 14:45, Stadion przy ul. Olimpijskiej w Bytomiu - tego nie można przegapić!

Ale to dopiero za tydzień. Wybiegłem w świat wielkiego futbolu, cennych trofeów... tymczasem jutro będę musiał zejść nieco niżej - do ligi okręgowej. Tak się złożyło, że ostatnio spadł w moje ręce telefon do prezesa klubu Silesia Miechowice - klubu, w którym kiedyś odbyłem jeden trening i na tym skończyła się moja kariera piłkarska ;) - z informacją, że ma dla mnie propozycje, dotyczącą pośrednio również dziennikarstwa sportowego. Umówiłem się na spotkanie, dogadałem się i tak oto wygląda na to, że zostałem... spikerem stadionowym! Przy okazji mam się zajmować też stroną internetową i jeszcze paroma sprawami, ale spikerka to takie główne zadanie. Jutro mój debiut, podczas meczu Silesia - Ruch II Radzionków. Zapraszam o 16:00 na stadion przy ul. Dzierżonia 2A w Bytomiu Miechowicach. Tylko proponuję odpowiednio wcześnie, bo nie wiem czy wszyscy czytelnicy tego bloga się zmieszczą. :]

czwartek, 7 kwietnia 2011

Brawa dla tych panów!





Absolutnie genialne uderzenie Rossiego i to zachowanie w polu karnym Salvio, to właśnie sytuacje, które najbardziej zapamiętałem z dzisiejszego wieczoru Ligi Europejskiej. Ale brawa należą się ogólnie wszystkim dzisiejszym zwycięzcom. W końcu pada dużo bramek w decydujących fazach europejskich pucharów! Czyżby tendencja zaczęła się odwracać? Szkoda tylko, że są to raczej pogromy 5:1 czy 4:1, ale to oczywiste, że lepsze zdecydowane zwycięstwo niż mdły bezbramkowy remis. Podobnie było wczoraj i przedwczoraj w Lidze Mistrzów. To cieszy. Bramki Stankovicia już nie będę przypominał, bo już chyba każdy widział.

Wracając jeszcze do Ligi Europejskiej - warto dodać, że w meczu Dynama Kijów z Bragą, mieliśmy trochę powtórkę sytuacji Van Persiego z meczu Arsenal - Barcelona. Tym razem drugą żółtą kartką za strzał po gwizdku, został ukarany Andrij Szewczenko. Strasznie nieżyciowy ten przepis - tak samo jak choćby kartka za ściągnięcie koszulki. Tak przy okazji - ostatnio można się nawet spotkać z kartką za... włożenie maski!



No i wyleciałem poza Europę, a tymczasem chciałem jeszcze podsumować... Moim zdaniem idealnym finałem Ligi Europejskiej byłby pojedynek Porto pod wodzą "nowego Mourinho" - Villasa-Boasa, i "małej Barcelony", czyli Villarreal. Niestety jest to niemożliwe, gdyż w wyniku losowania, taki pojedynek będziemy mieli prawdopodobnie w półfinale. Tak, czy inaczej, po dzisiejszych meczach stwierdzam, że te rozgrywki jednak są pasjonujące, mimo że po losowaniu ćwierćfinałów, żadna para mnie nie podniecała. Musiałem zobaczyć, by w to uwierzyć.

środa, 6 kwietnia 2011

DnO

Jako, że ostatnio na uczelnię docieram autobusami, lubię sobie czasem w drodze przeczytać "Przegląd Sportowy". Gazeta nie jest w ostatnich latach wybitna, ale wciąż ma swoją pozycję. Poza tym, katowicki "Sport" wcale nie jest lepszy. I tak oto, we wtorek rano, czytam zapowiedź meczu Real Madryt - Tottenham, a pod spodem rameczka z komentarzem Grzegorza Kalinowskiego z nSportu (musiałem wyjąć gazetę ze śmietnika, żeby przepisać, także szacun proszę):

Jose Mourinho zapowiedział, że jego kolejnym klubem będzie Tottenham, a Van der Vaarta oddał Kogutom za bezcen, bo lubi ten klub. (...) 

Posługując się znanym internetowym memem, czytając to, wyglądałem mnie więcej tak:


O co chodzi? Nie słyszałem o takim wywiadzie, ani konferencji prasowej. Ale ok, było rano, olałem to, może coś źle zrozumiałem? Nie wiem.

Okazało się jednak, że pan red. Kalinowski także podczas meczu wspominał o tym. Macie jakieś typy, dlaczego taką wyimaginowaną informacją posługiwał się znany dziennikarz telewizyjny? Ja już znam odpowiedź. Pan Grzegorz NABRAŁ SIĘ NA ŻART PRIMAAPRILISOWY!

Żart był dziełem autorów polskiego serwisu na temat Tottenhamu Hotspur! To dla mnie kolejny skandal kompetencyjny! Już nie chodzi o to, że się nabrał. Jakim prawem stronę typu spursmania.org można traktować jako poważne źródło? Z całym szacunkiem dla chłopaków tworzących stronę - na pewno robią to z pasji itd. - ja takie serwisy, przestałem czytać już w gimnazjum. Już nie mówię o tym, że Tottenham to klub angielski, a język angielski powinien znać każdy dziennikarz. Jest kupa angielskich dzienników, mających swoje portale, jest BBC, jest oficjalna strona Tottenhamu...


Dobrze, że w UPC nie mam nSportu, bo pewnie co tydzień mógłbym opisywać ich wpadki, a tak - mogę się skupiać na czym innym. Nie wiem jak to się stało, że jedna telewizja, przyciągnęła wszystkich najgorszych. Sergiusz Ryczel i jego "piłkarz Playstation", Maciej Terlecki (do niedawna Canal+, ale jednak znalazł swoje miejsce) i jego "kasety na YouTube", no i Kalinowski i jego TOTALNY BRAK KOMPETENCJI! Na jego miejscu zrezygnowałbym z roboty. Wstyd mi by było spojrzeć w oczy innym dziennikarzom. W ogóle dziwię się, że ci inni dziennikarze nie zapytali go o czym on w ogóle mówi/pisze... W każdym razie pan Kalinowski pracuje dalej, bo dziś już komentował mecz Pucharu Polski. A taki ja, siedzę sobie i mogę póki co tylko pisać o jego pracy, którą sam wykonałbym lepiej.