czwartek, 21 kwietnia 2011

Jak pije Janas? Jak gra Heavymetria? Jak się bawią studenci? Odpowiedzi tylko na Blogu Igusa!

Muszę przyznać, że długo się zastanawiałem czy ruszyć się wczoraj z domu. Chęć zobaczenia debiutanckiego występu zespołu Heavymetria jednak zwyciężyła i nie żałuję. Muzyka jest generalnie w porządku, szczególnie pierwszy kawałek, który był zresztą potem powtarzany jako bis - to już tradycja zespołów Pauliny. Swoją drogą - ciekawe ile ich jeszcze będzie i z kim będzie debiutować na scenie Kultowej w środę przed Wielkanocą w przyszłym roku? Ha, ha! Żarcik taki...

Warto było wpaść, choćby by posłuchać ciekawych anegdotek przy barze, jak choćby tej o pewnym znanym szkoleniowcu, który nie zwykł się wpierdalać. Pan Paweł Janas, bo o nim mowa, ponoć bardzo lubi sobie dużo wypić i ma na to wypracowany bardzo dobry schemat. Przyjeżdża pod bar swoim jeepem, zostawia kluczyki u barmana, a gdy już ma dość, barman odwozi go do domu jego samochodem, a za nimi jedzie ktoś maluchem, żeby barmana przywieźć z powrotem.

Rozmawiałem również o Wojciechu Kowalczyku, a konkretnie - też o jego piciu. Sporny temat. W każdym razie fakt, że w przerwie walił dwa browary, a po przerwie potrafił walnąć dwa gole - mi... imponuje? To chyba nie właściwe słowo, ale jakieś wrażenie robi.

Jedyne beznadziejne zdjęcie, które udało mi się zrobić
Podczas koncertu zająłem miejsce na mojej prywatnej loży, z której obserwowałem już kiedyś występ zespołu Battery Low. Dobre miejsce. Zresztą dobrze, że tam sobie siedziałem, bo w młynie jeden koleś tam raz przesadził, więc nie miałem ochoty mieć z tym styczności. Muzyka - jak już mówiłem - w porządku, na prawdę. Oczywiście jest flet, obowiązkowo. Zespół się fajnie prezentuje na scenie, nawet basista robi chórki, ale z tego co dobrze słyszałem to często tylko dubluje Paulinę, co jest moim zdaniem marnowaniem okazji na fajne harmonizowanie, ale to już jest do dopracowania. Apeluję o ładne nagranie utworu, który był grany jako pierwszy, bo chętnie bym go jeszcze raz posłuchał, a przede wszystkim dowiedział się o czym był. Wydawał się genialny w swojej prostocie - i takie są najlepsze. Nie będę robił tu jakiejś profesjonalnej recenzji, bo mi się nie chce.

Po koncercie miałem w planie obejrzenie meczu o Puchar Króla w Kultowej i kulturalny powrót do domu tramwajem nr. 19 o 23:43. Otrzymałem jednak zaproszenie na after-party do akademika, które po krótkim namyśle przyjąłem. No, muszę przyznać, że było konkretnie. Nagle zapomniałem, że miałem już nie pić wódki... No i za dużo ludzi jak na jeden wieczór. Już nie pamiętam kto się jak nazywał, ale najbardziej mi zapadł w pamięć koleś z Czech, który o 5. rano po 30-minutowym śnie pojechał do Finlandii. No i muszę przyznać, że w dobrym towarzystwie nawet serial "Malanowski i partnerzy" zmienia się w genialną komedię.

Trzeba przyznać, że świat wygląda inaczej gdy jest +20 stopni i świeci słońce. Od razu chce się żyć, wszystko ładniej wygląda, ludzie się całują na ulicach i w ogóle czad. Tak było rano, generalnie rano miałem ciężko, ale potem na wieczór już w miarę doszedłem do siebie. Oglądałem mecz Śląsk - Wisła (2:0) i z tego co tam widziałem to muszę przyznać, że ten Orest Lenczyk to jest gość! To Wisła grała przez cały mecz, ale gole strzelał Śląsk - tak wygrać to też sztuka! Po meczu spotkałem się z Michałem i Olkiem (sto lat!). Pogadaliśmy sobie o wszystkim, w akompaniamencie gangsterskiego rapu ze starej kasety. Teraz siedzę i myślę co będę robił jutro i obawiam się, że nic. Zobaczymy do której będę spał - stawiam, że nie wstanę przed 14.. AKTUALIZACJA: A jednak - nawet przed 13.!

3 komentarze:

  1. Igus, no mnie to chyba pamiętasz? ;P
    Swoją drogą, o której się pozbierałeś z Akademika? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no ciebie pamiętam, owszem. ;) nie wiem, chyba o 15. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha ;D
    Co do mojego bloga - zapraszam do obserwacji i komentarzy ;)
    I jeszcze kiedyś musimy taki wspólny wypad powtórzyć :D

    OdpowiedzUsuń