sobota, 14 października 2017

Aleje przyjaźni

Aleje Przyjaźni to nie są
W Krakowie wszystkie nocne autobusy odjeżdżają o tej samej porze, żeby rozbawione grupki studentów i korpoludzików mogły się wspólnie pożegnać i udać każdy w swoją, brzydszą stronę Krakowa.
                                                          
W piątkową noc w takim autobusie wali jak w knajpie. Udało mi się dzisiaj znaleźć miejsce siedzące w tym mobilnym pubie, a po chwili dosiadł się gość, wraz ze swoim posiłkiem w postaci kiełbasy, musztardy i kromki chleba.

- Na Aleje Przyjaźni jedzie? – zagaił.
- Tak – odpowiedziałem pewnie, gdyż było to napisane na czele autobusu.
- Na Nową Hutę?
- A nie wiem, bo ja nie jestem stąd.
- A skąd jesteś?
- Ja przyjechałem z Bytomia.

Tę nowinę gość pozostawił bez komentarza.

No i kontynuowaliśmy dalszą podróż w ciszy, przerywanej pochrząkiwaniami podczas konsupcji kiełbasy. Aż w końcu otrzymałem pytanie:

- Na Aleje Przyjaźni jedzie?
- Tak – odpowiedziałem niechętnie.
- Na Nową Hutę?
- Na Aleje Przyjaźni, tak – odpowiedziałem wymijająco.

Nie wiem co zaszło w głowie tego gościa w międzyczasie od jednego czubka kiełbasy do drugiego, ale nie miałem ochoty ponownie odtwarzać tego dialogu.

Z wrażenia wysiadłem przystanek za wcześnie i musiałem walić z buta do domu pod górkę. Nie będzie przyjaźni między nami.

ATANAZY WOJDAK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz