Aleje Przyjaźni to nie są |
W Krakowie wszystkie nocne autobusy odjeżdżają o tej samej
porze, żeby rozbawione grupki studentów i korpoludzików mogły się wspólnie
pożegnać i udać każdy w swoją, brzydszą stronę Krakowa.
W piątkową noc w takim autobusie wali jak w knajpie. Udało
mi się dzisiaj znaleźć miejsce siedzące w tym mobilnym pubie, a po chwili
dosiadł się gość, wraz ze swoim posiłkiem w postaci kiełbasy, musztardy i
kromki chleba.
- Na Aleje Przyjaźni jedzie? – zagaił.
- Tak – odpowiedziałem pewnie, gdyż było to napisane na
czele autobusu.
- Na Nową Hutę?
- A nie wiem, bo ja nie jestem stąd.
- A skąd jesteś?
- Ja przyjechałem z Bytomia.
Tę nowinę gość pozostawił bez komentarza.
No i kontynuowaliśmy dalszą podróż w ciszy, przerywanej
pochrząkiwaniami podczas konsupcji kiełbasy. Aż w końcu otrzymałem pytanie:
- Na Aleje Przyjaźni jedzie?
- Tak – odpowiedziałem niechętnie.
- Na Nową Hutę?
- Na Aleje Przyjaźni, tak – odpowiedziałem wymijająco.
Nie wiem co zaszło w głowie tego gościa w międzyczasie od
jednego czubka kiełbasy do drugiego, ale nie miałem ochoty ponownie odtwarzać
tego dialogu.
Z wrażenia wysiadłem przystanek za wcześnie i musiałem walić
z buta do domu pod górkę. Nie będzie przyjaźni między nami.
ATANAZY WOJDAK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz