wtorek, 29 marca 2011

Jak we śnie

Miałem kiedyś taki sen - niedawno dość - że byłem piłkarzem. Nie jakimś tam wielkim, raczej polskim ligowcem. Dysponowałem przyzwoitą techniką, przeglądem pola, kondycją - ogólnie w porządku. Brakowało mi tylko jednego - w decydującym momencie, nie byłem w stanie oddać zdecydowanego, silnego strzału na bramkę. Mogłem zdobyć gola, ale musiałem w tym celu wyminąć wszystkich, łączenie z bramkarzem i po prostu wepchnąć piłkę między słupki. Taka typowa senna niemoc. Każdemu na pewno się zdarzyło, że nie mógł biec we śnie. No, a ja właśnie na podobnej zasadzie, nie mogłem oddać strzału.

A dlaczego dziś to przypominam? Miałem wrażenie, że taki sam problem miał podczas dzisiejszego meczu reprezentacji Robert Lewandowski. Na początku pierwszej połowy, napastnik Dortmundu wyszedł na sam na sam z bramkarzem i... nie oddał strzału! Nie mam pojęcia na co czekał. Darek Szpakowski sugerował, że zbyt pewnie się poczuł. Ja powiedziałbym, że wręcz przeciwnie! Zabrakło mu zdecydowania by oddać mocny (albo techniczny - jakikolwiek!) strzał. O co chodzi? Przecież jest napastnikiem!

Pamiętam jak ten chłopak wchodził przebojem do ekstraklasy, strzelając już w debiucie pięknego gola piętą (od 2:00). Gdy zbierał się do zagranicznego transferu, wszyscy czekali aż zawojuje Europę. Nawet zazwyczaj sceptyczny Andrzej Twarowski, w jednym z odcinków Ligi+ Extra, był skłonny się założyć, że Robert zdobędzie w swoim pierwszym sezonie w Bundeslidze 10 goli. No i jak to teraz wygląda? Na razie ma ich 6, ale jakby zliczyć wszystkie niewykorzystane sytuacje - tych goli powinno być tak z 3 razy więcej. Na razie Robert specjalizuje się w niecelnych strzałach, a Niemcy już w swoim stylu nabijają się z naszego zawodnika.

Szukam jakiejś nadziei dla Roberta. Może potrzebuje trochę czasu? Pamiętam czasy jak o Pawle Brożku tworzono kompilacje, przedstawiające niewykorzystane przez niego "setki", a rok później, pod okiem trenera Skorży został królem strzelców ekstraklasy. Jest więc i nadzieja dla Lewandowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz