wtorek, 17 maja 2011

"Jeszcze Polonia nie zginęła"?


„Polonia - I liga!” - w Bytomiu wciąż można natknąć się na vlepki sprzed czterech lat. Dziś - głównie dzięki zmianie nazewnictwa rozgrywek, która nastąpiła w międzyczasie - niegdyś dumnie brzmiące hasło, nabiera zupełnie innego znaczenia.
                                
fot. Maciej Suchan / Polskapresse
Od trzech lat Polonia Bytom nie była tak blisko spadku na trzy kolejki przed końcem. W podobnej sytuacji była w swoim pierwszy sezonie w ekstraklasie - 2007/2008, kiedy to po 27 kolejkach miała dwa punkty przewagi nad 15. Widzewem. W kolejnych dwóch sezonach, zgodnie plasowała się na  7. miejscu.
                               
Oczywiście, w klubie zawsze było krucho. Ciężko przyznać, żeby Polonia była obiektywnie 7. drużyną w Polsce. Mimo to, końcowy wynik rok w rok przerastał oczekiwania. Same awanse - najpierw z trzeciej ligi do drugiej, a potem do ekstraklasy - należało rozpatrywać w kategorii niezwykle rzadkich prezentów od losu.
                                  
Jeszcze w sezonie 2003/2004 piłkarze Polonii grali sobie spokojnie w III lidze. Nie mając większych aspiracji, klub z Bytomia zajął ostatecznie miejsce w środku tabeli. Na przyszły sezon za cel przyświecało powtórzenie tego osiągnięcia. Kilka dobrych występów, równa forma poskutkowały jednak zajęciem 2. miejsca. W barażach bytomianie odbyli dzielne boje ze Szczakowianką Jaworzno (1:0 u siebie, 1:2 na wyjeździe) i wywalczyli awans do II ligi.

Wszyscy spodziewali się, że to jednoroczny wyskok. Mimo to, na stadion przy ul. Olimpijskiej 2 zaczęło chodzić coraz więcej ludzi. Doping publiczności pomógł Polonii wywalczyć w sezonie 2005/2006 15. miejsce i udział w barażach o utrzymanie. Polonia pokonała w nich Unię Janikowo (0:0 na wyjeździe, 1:0 u siebie) i mogła grać w II lidze na kolejny sezon - tym razem miał to już być ostatni.

I był. Tyle, że drużyna nie spadła - jak się wszyscy spodziewali - do ligi trzeciej, a awansowała! 3. miejsce na koniec, trochę zamieszania z degradacjami w ekstraklasie i mieliśmy w Bytomiu bezpośredni awans!

„W pewnym mieście przemysłowym, gdzie hutnicy topią stal…”

W mieście, w którym na każdym kroku widać zrujnowane kamienice i nieprzyjazne twarze, jest tak wiele do zrobienia, że nie wiadomo od czego zacząć. Mieszkańcy opowiadają sobie historię o… nałożonej na miasto przez kościół katolicki klątwie (to nie legenda - taka klątwa w rzeczywistości została nałożona na miasto w XVI wieku). Nagle - „bum!” - Bytom ma klub w piłkarskiej ekstraklasie! Polonia była pierwszym tematem we wszystkich bytomskich szkołach i zakładach pracy, w hipermarketach i kościołach.

Miasto mogło na tym zyskać - po prostu zarobić. Pieniądze włożone, kiedyś mogły się zwrócić. Ze sportowymi inwestycjami zawsze wiąże się ryzyko niepowodzenia i ciężko było je podjąć, gdy w miejskiej kasie świecą marne grosze. Prezydent miasta Piotr Koj narobił sobie wrogów wśród kibiców, konsekwentnie odmawiając przyznania dodatkowych środków na klub. Poważnych sponsorów też nie było widać. Ostatecznie, wszystko w klubie organizowano „na styk”.
                                   
Kto mógł ten pomagał. Montaż krzesełek, malowanie bramy - takimi zadaniami, zajmowali się… kibice! Przy Olimpijskiej wieczorami mecze oświetlają reflektory na najtańszych masztach, kibiców przed opadami ochrania  żagiel, a dziennikarze i VIP-y usadowieni są na czymś, co przypomina bardziej przystanek autobusowy, niż trybunę. Nie zapominając już o grożącym zawaleniem budynku klubowym rodem z PRL-u. Do tego jeszcze beznadziejne toalety i wygazowana cola w cenie 5 złotych…
                                                                                                            
Na stadionie im. Edwarda Szymkowiaka… nie ma trybuny głównej! Zamiast niej, mamy porośnięty trawą pagórek, a jej rolę pełni ustawiony z boku sektor „Olimp”, z którego - wbrew założeniom - widok na boisko jest najgorszy z całego stadionu. Komentatorzy telewizyjni mecze relacjonują z tymczasowego - choć stojącego już całe cztery lata - kontenera.

W podobnym kontenerze przebierają się zawodnicy, a także… odbywają się konferencje prasowe. Dziennikarze czekający po meczu na trenerów, słyszą każde głośniej wypowiedziane w szatni gości słowo. Czasem jest naprawdę komicznie, gdy trener na konferencję przychodzi z hollywoodzkim uśmiechem, a parę minut wcześniej wszyscy słyszeli jak wyzywał swoich podopiecznych od
najgorszych, nie unikając przy tym nieparlamentarnego słownictwa.

„Polonio, przecież ty dobrze grasz…”
                                                                                           
Mimo to, na samym już boisku nie było najgorzej. W Polonii udało się wypromować kilka nazwisk. Grzegorz Podstawek stał się szanowanym napastnikiem, tylko za sprawą gry na szpicy drużyny z Olimpijskiej. Jacek Trzeciak jest wzorem profesjonalizmu, już nie tylko dla bytomian - rozpoznaje go cała piłkarska Polska. Rafał Grzyb czy Marcin Komorowski to przykłady zawodników, którzy dobrą grą w Bytomiu, znaleźli miejsce dla siebie w czołowych klubach.

I tak rok w rok udawało się utrzymywać, a wręcz zaskakiwać wyższym miejscem, niż w dolnej połówce tabeli. Co rundę wzmacniano drużynę. Choć trochę „z łapanki”, to ci piłkarze sprawiali radość kibicom, nieraz zdobywając punkty w meczach z wielkimi - Wisłą, Lechem czy Legią. Nikt z Polonii się nie śmiał - a przynajmniej nie na tyle, na ile by mógł  - bo wiedział, że w każdej chwili może z nią przegrać.

Wygląda na to, że ta formuła jednak się wyczerpała. Trudno się dziwić - prowadzenie Polonii w taki sposób to droga donikąd. Kiedyś musiało przestać się wszystko udawać. Jednak czemu akurat w sezonie 2010/2011?
                                                   
Przecież Polonia wcale nie ma tak słabego składu. Radzewicz i Barcik to - bez żadnej przesady - czołowi skrzydłowi ligi. W środku pomocy kluczowym podaniem, przesądzić o wyniku potrafi David Kobylik, który grę dla Polonii przedłożył nad występami w Lidze Mistrzów z Żyliną. Jest obiecujący Łukasz Tymiński, duże postępy zrobił Mateusz Żytko. Obroną dowodzi doświadczony ligowiec Błażej Telichowski. Krzysztof Król i bramkarz  Marcin Juszczyk jeszcze niedawno byli zapowiadani jako niemałe talenty - ostatecznie nie wybili się ponad przeciętność, ale też nie można powiedzieć, ze są słabi.

Brakuje tylko… napastnika. Kibice zgrzytają zębami, gdy widzą „popisy” Blazeja Vascaka. Robert Wojsyk nie jest jeszcze gotowy by udźwignąć ciężar występów w pierwszej drużynie. Grzegorz Podstawek się zaciął. Przemysław Trytko zanim rozkręcił się na dobre, odniósł poważną kontuzję. Zimą pozbyto się Mariusza Ujka. Poszło o pieniądze - jak wiadomo - temat w Bytomiu drażliwy. Na ratunek ściągnięto Emila Drozdowicza z upadającego GKP. Natychmiastowy transfer napastnika w maju - brzmi groteskowo.

„Czy wygrywasz, czy przegrywasz - zostaniesz jedyną”

Ciężko jednak przesądzać o losie drużyny przed końcem sezonu. Oceny będzie można się podjąć 29 maja, po zakończeniu rozgrywek. Do końca pozostały 3 kolejki. Polonia zmierzy się na wyjeździe z (również walczącą o utrzymanie) Arką, u siebie z Lechem i na wyjeździe z Legią. Terminarz niełatwy. Poloniści będą musieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości i zagrać tak, jak - co daje nadzieję - już nie raz udowodnili, że potrafią.
                                               
Bytomianom spodobała się ekstraklasowa piłka. Kto mógł od czasu do czasu wymalować uśmiech na twarzach mieszkańców ponurego miasta, jak nie Polonia wygrywająca np. z Legią? Kibice przyzwyczaili się do wielkich meczów przy Olimpijskiej. Mimo to, duża część z nich, nawet w razie spadku, z klubem pozostanie. Pytanie tylko, ile zostanie z samego klubu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz